Łukasz Piszczek udzielił obszernego wywiadu.
Przegląd Sportowy: W Bundeslidze gra pan od prawie sześciu lat. Dużo się w niej zmieniło od pańskiego debiutu? Organizacyjnie ta liga wydaje się już być perpetuum mobile, z którego kluby czerpią garściami.
Łukasz Piszczek: - Największe wrażenie robią kibice. W szczególny sposób utożsamiają się z klubem, nie ma kłopotów z zapełnieniem trybun. Żyłą złota stały się fan-shopy nieustannie przez nich oblegane. Trudno wytłumaczyć tak ogromne zainteresowanie ligą. Pod względem finansowym kluby mocno stoją na nogach. W Niemczech nie ma życia na kredyt, grozi to odebraniem licencji na grę.
A piłkarsko jak się zmieniła Bundesliga?
- Wystarczy zobaczyć, jacy piłkarze do niej przyszli. Javi Martinez kosztował 40 milionów euro, Ibrahim Afellay przyszedł z Barcelony do Schalke, a z Realu Madryt wrócił do nas Nuri Sahin. W trzech ostatnich edycjach Ligi Mistrzów Bayern dwa razy grał w finale. Liga staje się coraz silniejsza, wszystkie siedem niemieckich zespołów awansowało w tym sezonie z grup w europejskich pucharach. Znakomitą reklamą dla Bundesligi jest przyjście Pepa Guardioli do Bayernu. Nie umiem sobie wyobrazić, gdzie leży kres rozwoju tej ligi.
Dlatego przedłużył pan kontrakt z Borussią do czerwca 2017 roku? Liga ewoluuje, Borussia najlepsze ma dopiero przed sobą, a przy jej trenerze większość piłkarzy, w tym pan, robi łatwo zauważalne postępy.
- Nie chodziło tylko o trenera. Jestem piłkarzem mistrza Niemiec, przed nami mecze o ćwierćfinał Ligi Mistrzów. Wyzwań mam wystarczająco dużo. No i przede wszystkim gram regularnie, dlatego nie widzę powodów do zmian.
Nie chciał pan wziąć byka za rogi, spróbować w jeszcze lepszym klubie?
- Borussia z sezonu na sezon staje się lepsza. Chcę w tym uczestniczyć.
Oprócz rozkwitu organizacyjnego i piłkarskiego Bundesligi, jest pan świadkiem, jak przenika do niej nauka. Zauważa pan te zmiany?
- W Borussii jest to wypośrodkowane, robione na zdrowych zasadach.
Często pan korzysta z futurystycznej maszyny Footbonaut, pozwalającej jednocześnie poprawiać technikę i refleks, którą macie w ośrodku treningowym Borussii?
- Byłem dwa razy. Częściej można tam spotkać zawodników, którzy wracają po kontuzjach. To przydatna maszyna, łatwo ją zaprogramować pod siebie ? czy chcę dostać z boku 10 piłek, czy 20, mają być podawane górą, czy po ziemi. Potem każdą trzeba jak najszybciej kopnąć we wskazane miejsce.
Podoba się panu Life Kinetik, nowatorski trening aktywujący rezerwy umysłu, który z upodobaniem stosuje Jürgen Klopp? Ta metoda szybko zyskuje sprzymierzeńców. Felix Neureuther, niemiecki narciarz alpejski, w trakcie tego treningu żonglował piłeczkami przesuwając się po linie albo stał na niestabilnej powierzchni unosząc sztangę. Przekonuje, że dzięki temu zwiększył swoją kreatywność, szybkość reagowania i poprawił koncentrację.
- Life Kinetik możemy w Borussii ćwiczyć do woli, wystarczy pójść do odpowiedzialnego za to trenera. Na pewno jest to przydatne. Mam świadomość, że zmiany w przygotowaniu piłkarzy są nieuchronne, ale na razie w tej ekspansji nowoczesnych metod najbardziej podobają mi się pogłębione indywidualne statystyki. Chętnie do nich zaglądam. Dzień po meczu, przed treningiem, na każdego z nas czekają wyliczenia z procentem celnych podań, liczbą wygranych pojedynków czy wykonanych sprintów. Traktuję to jako ciekawostkę, sprawdzian na tle kolegów i innych obrońców w Bundeslidze, ale też wskazówkę, nad czym powinienem pracować.
Klopp lubi powtarzać swoje trenerskie credo: Żeby wygrać, trzeba mieć nie tyle lepszych piłkarzy, co lepszą strategię. Taktyka ponad wszystko?
- Trener poświęca jej dużo uwagi, najważniejsze dla niego jest nasze zachowanie po stracie piłki. Mamy stosować odpowiedzialny pressing, w którym doskakujemy do rywala i nikt się nie cofa. Dobrze nam to wychodziło jesienią w Lidze Mistrzów, za to dużo gorzej w Bundeslidze. Dlatego pogubiliśmy tyle punktów. Trener był zły i w sumie mu się nie dziwię. Do dziś nam o tym przypomina. Powtarza, że nie można grać pressingiem na 50 procent, że każdy musi się zaangażować. Długo to ćwiczyliśmy w czasie ostatniego zgrupowania w Hiszpanii i poprawę już było widać w meczu z Werderem.
Znak firmowy Borussii to kontry? Potraficie błyskawicznie zrobić krzywdę rywalowi po przechwycie piłki. W rewanżu z Ajaksem Amsterdam w Lidze Mistrzów Holendrzy przez 64 procent czasu gry byli przy piłce, a mimo to przegrali 1:4.
- To nasza silna broń, zgadzam się, dostrzegam jednak pewien paradoks. W Bundeslidze zajmujemy ostatnie miejsce w zestawieniu drużyn, które bramki zdobywają po kontrach.
Piłkarze Hannoveru według wytycznych swojego trenera mają 10 sekund na skończenie akcji po odbiorze piłki. Tyle czasu zdaniem Mirko Slomki zajmuje przeciwnikowi zorganizowanie się w obronie.
- To my mieliśmy jeszcze mniej czasu. Półtora roku temu ćwiczyliśmy takie schematy na treningach i trzeba było oddać strzał w ciągu 7 sekund. Trener był na to wyczulony. Teraz ćwiczymy mniej, bo meczów jest więcej i brakuje czasu.
W meczu z Werderem zanotował pan dwie asysty i ma pan już ich sześć. Jeszcze dwie i wyrówna pan swój rekord z poprzedniego sezonu. Wcześniej opowiadał pan, że ojciec ma pretensje, że w niektórych sytuacjach zamiast strzelać, pan podaje. Dzwonił po meczu w Bremie?
- Przy piątej bramce wybiegliśmy z Kubą na bramkarza Werderu. Miałem piłkę przy nodze, podałem Kubie i w tym momencie przebiegła myśl, że znów będą pytali, dlaczego sam nie skończyłem. I tak było. Pytał nie tylko tata, ale też koledzy z drużyny. Żartowali, że chyba już zawsze będę tylko podawał.
Trenerzy dzielą boisko na trzy strefy ? defensywną, środkową i ofensywną. W której czuje się pan najlepiej?
- W każdej, bo jestem obrońcą, który lubi atakować. Mam to we krwi. Pamiętam o swoich zadaniach w defensywie, ale nie znoszę stać bezczynnie przy akcjach mojego zespołu. To nie tak, że się wtedy męczę, ale jeżeli zdarza się to zbyt często, to jestem niezadowolony. Po meczu mam do siebie pretensję, że za rzadko byłem na połowie przeciwnika.
A co sobie człowiek myśli, jeżeli przebiegnie 60 metrów sprintem, a i tak nie dostanie piłki?
- Czasem się zdenerwuję. Wiem, że gdybym ją dostał, to mógłbym zrobić coś z korzyścią dla drużyny, ale kolega wybiera inny wariant. Trudno. Z drugiej strony takie przebiegi też są potrzebne drużynie. Odciągam uwagę rywala, a kolega dzięki temu ma więcej miejsca. Tylko, żeby nie powtarzały się zbyt często.
Ile w tych pańskich szarżach jest wyćwiczonych schematów, a ile improwizacji, wyczucia, że właśnie w tym momencie trzeba zaatakować?
- Jeżeli prowadzimy akcję lewą stroną i widzę, że jest szansa szybkiego przeniesienia piłki na prawą, to wtedy podejmuję decyzję. Działa instynkt. Mam niewiele czasu, żeby wyprzedzić odpowiadającego za mnie pomocnika rywali. To ułamki sekund. Na skrzydle fantastycznie gra mi się z Kubą, z nim rozumiem się najlepiej. Mogę pobiec w ciemno, bo wiem, że zagra mi w odpowiednim momencie. To zrozumienie pokazaliśmy w meczu z Werderem. Kuba był przy piłce, krzyknąłem do niego i już ją miałem przy nodze. Zagrałem do Lewego i strzeliliśmy czwartego gola.
Bundesliga stała się ziemią obiecaną dla polskich piłkarzy. Coraz więcej, zwłaszcza tych młodych, wyjeżdża do Niemiec. To dobrze, że wybierają akurat ten kierunek?
- Każdemu polskiemu zawodnikowi będą doradzał wyjazd do Niemiec. Szkoda, że Paweł Wszołek nie zmienił klubu. Skorzystałby na transferze do Hannoveru, rozwinął się, ale widocznie miał powody, żeby zostać w Polonii. Nie wnikam. W polskiej lidze widzę kolejnych zawodników, nazwisk nie będę wymieniał, którzy poradziliby sobie w Bundeslidze.
12 punktów straty do rozpędzonego Bayernu Monachium jest do odrobienia?
- Musiałby zacząć przegrywać, żebyśmy mieli szansę ich dogonić. Na razie tylko raz się im to przydarzyło. Bayern może przegrać mistrzostwo tylko sam ze sobą. Naszym celem jest miejsce w pierwszej trójce, gwarantujące grę w Lidze Mistrzów bez eliminacji.
Możecie ją też wygrać. Arsene Wenger, menedżer Arsenalu Londyn uważa, że po wygraniu grupy z Realem Madryt i Manchesterem City jesteście faworytem tych rozgrywek.
- Są zespoły, którym daje się więcej szans na zwycięstwo. Naszym zmartwieniem jest Szachtar.
Druga, obok Borussii, rewelacja fazy grupowej. To, że Ukraińcy później zaczynają ligę, na początku marca będzie waszą przewagą?
- Pamiętam z kraju, co znaczy długa przerwa zimowa. Nie wiem jednak, jak wpływa na zawodników już w połowie lutego, bo nigdy nie grałem w tym miesiącu z polskim zespołem w pucharach, nie miałem okazji sprawdzić. Myślę, że trenerzy Szachtara w sparingach aranżują warunki poważnych meczów i odpowiednio przygotują na nas swoich piłkarzy. Spotkają się dwie sensacje, drużyny, którym we wrześniu mało kto dawał szanse na wyjście z grup. Obie grające piłkę ofensywną, ciesząca oko.
Jako widz polskiej telewizji wolałby pan oglądać wasz mecz przeciwko Ukraińcom, czy może jednak Realu Madryt z Manchesterem United?
- Na szczęście to nie moje zmartwienie, będę wtedy na boisku. Chyba najlepszym rozwiązaniem byłoby głosowanie esemesowe. Stałoby się jasne, jaki mecz powinien zostać pokazany.
Mimo to uważam Piszcza(obok Lahma) za najlepszego prawego obrońcę w Bundeslidze i jednego z najlepszych na całej Ziemi.
Chyba do końca życia nie zapomnę brameczki Łukasza z meczu z schalke z zeszłego sezonu. Na samą myśl o niej mi się humor poprawia.
Ktos juz kiedys mowil , nie pamietam kto ale powazny czlowiek , ze gdyby Lukasz byl Niemcem to mialby miejsce w pierwszym skladzie niemieckiej kadry, to o czyms swiadczy.
Tata i koledzy niech sobie mowia a Lukasz nich robi swoje bo jest w tym swietny, to jego kariera i jak widac najlepiej na tym wychodzi. Bramki ma kto strzelac , asysta jest rownie cenna co gol - a ze media maja chwala tylko tych co strzelaja - kto ich bierze na powaznie ?;)
Jeśli to czytasz Łukasz, to mój osobisty apel:
PODAWAJ DALEJ! Lepiej wyłożyć 10 piłek do pustej partnerowi i mieć pewną bramkę, niż próbować strzelać i trafić np 5! : )
Najpiękniejsze jest zawsze rozklepanie przeciwników, a dzięki Tobie często to się udaje.
Uwielbiam takich zespołowych graczy, niepazernych na bramki.
Co prawda w obronie niekiedy daje się zbyt łatwo przejść, ale do czołówki BL zalicza się niewątpliwie.