Cóż to był za mecz. Kapitalna wizytówka Bundesligi. Dla postronnego obserwatora - emocjonalny orgazm. Ot taka rozkosz dla oczu, coś jak dla małolata ujrzenie nagiej kobiety na plaży nudystów. Ale nie dla nas niestety. Sprawy nam się lekko komplikują, ale czy naprawdę mamy powody do narzekań. W zasadzie - nie.
Przed sezonem tylko najwięksi optymiści rzucali na prawo i lewo stwierdzenia, że zdobędziemy mistrzostwo Niemiec. Realiści przymrużali oczko i z lekką dozą uszczypliwości, traktowali zapędy jesiennych astrów beznamiętnie. Optymistów brakowało po pierwszych kolejkach sezonu. O ile ładny mecz z koszulkami z Hamburga wlał w nasze serca nadzieję, to już następne mecze sprowadziły nas do parteru. W tym sezonie z Bayernem szans nie mamy - taki cytat towarzyszył nam, aż do momentu wizyty w Monachium, wielkim mieście dumnych do szpiku kości Bawarczyków. Na AA mecz wygraliśmy i pokazaliśmy światu, że mamy wielki team. Przed meczem pewnych jak matematyczny aksjomat kibiców klubu obecnego wicelidera tabeli Bayernu Monachium przybywało na naszym forum. Dostaniecie srogą lekcję - grzmieli. No to dostaliśmy, ale lekcję przymrużania oka na aksjomaty głupoty i nonsensowności. Piłka nożna to nie pewnik matematyczny. To piękny sport, który dzięki swojej nieprzewidywalności daje nam kibicom coś takiego jak emocje. Pojęcie przecież tak dobrze znane części kibiców Bayernu, którzy po owym meczu pół składu oddali by Podbeskidziu Bielsko - Białej ( nie mam tu na celu umniejszania niewątpliwych sukcesów drużyny w polskiej lidze ). Nasz mecz ze Stuttgartem też był nieprzewidywalny, a zwrotów akcji nie powstydziliby się najlepsi reżyserzy filmów niekoniecznie XXX.
Co nam dał ten mecz? Otóż dał nam dużo. Odpowiedział nam na kilka pytań, które nurtują nas od kilku kolejek rundy rewanżowej. Zastanawialiśmy się wszyscy, dlaczego nasza gra wygląda dość przeciętnie. Wygrywaliśmy, ale swoją grą na kolana nie powalaliśmy nawet tych z grupy optymistycznego kółka podnoszących na duchu. Nie ma drużyn na świecie, które trzymają równy, wysoki poziom przez cały sezon. FC Barcelona - uważana przez ekspertów za najlepszą ekipę globu też przez pewien okres nie zachwycała. To najnormalniejsze w świecie. W klubach takich jak Borussia Dortmund nie pracują laicy, tylko fachowcy. Opracowują specjalny cykl treningowy, który ma na celu trafienie z formą na najważniejsze mecze sezonu. Gołym okiem widać, że Borussen wracają na właściwe tory. Mecz z Kolonią pokazał, że potrafimy i możemy. Mecz ze Stuttgartem utwierdził nas w tym przekonaniu. Oddajmy rywalom co ich - udowodnili, że piłka nożna jest nieprzewidywalna, ale weźmy też co nasze. Forma wróciła, bo potrafiliśmy przez większą część spotkania pokazywać rywalom, kto na boisku rządzi. Nie ma się czemu dziwić. Przed nami mecze z całą czołówką, do których wrócę później.
Drugim nas nurtującym pytaniem jest to czy zdobędziemy mistrzowską paterą. Po tym spotkaniu na forum wylało się wiadro z pesymistyczną cieczą. Wiem, wiem. Poprawiam się-realistyczną. A czemuż to mielibyśmy nie zdobyć? Watzke mówił niedawno, że cel został osiągnięty, a drugie miejsce nas satysfakcjonuje. Dość bezpłciowe podejście, ale prezes chce takimi wypowiedziami zrzucić presję z zawodników i dobrze. Mamy nad Bayernem przewagę i mecz na Signal Iduna Park. Co do formy, że na mecz z Bayernem trafimy, możemy być pewni. Co do tego czy wygramy, już mniej. Bo Bayern to Bayern. Ale nie możemy nie wierzyć, bo brak wiary, to oznaka słabości. Przecież już udowodniliśmy nie raz i nie dwa razy, że przed tym wielkim Bayernem to nogi się telepią nie piłkarzom, a tylko niektórym kibicom. Jeśli piłkarze Borussii przegrają, to może i tak się stać, że spadną z piedestału. Niemniej jednak już teraz mamy powody do bezgranicznej euforii. Po latach posuchy, wracamy na szczyt. Kondycja finansowa jest coraz lepsza. Zakontraktowanie Marco Reusa, to pstryczek w nos dla dumnych działaczy naszego rywala o trofeum. Kontrakt z Mario, pewnie i zaraz z Kagawą i Lewandowskim, wcześniej z Kloppo i zarządem to sygnał, że wracamy na drogę, która tak na prawdę prowadzi do miasta o wdzięcznej nazwie sukces.
Przed nami święta. Wielkanoc wkrótce, a w Bundeslidze już pojawiają się pierwsze jaja. Mecz z Bayerem Monachium zaraz po świętach zaczyna wywoływać w nas nastrój piłkarskiej sielanki. Działacze i ludzie związani z Bawarczykami, różnymi sposobami próbują zdeprymować BVB. Watzke kwituje to słowem - przedszkole. Trafnie, bo przecież najważniejsze będzie to co na boisku. A tam nie będzie zmiłuj się, tylko walka, ambicja i zaangażowanie przez pełne 90 minut meczu. Kibice obu drużyn już ostrzą sobie apetyty. I tak jak to było w poprzednich pojedynkach i teraz pewność siebie i pycha przemawia przez część kibiców naszego rywala. Cóż, bywa. Zróbmy swoje i zagrajmy najpiękniej jak potrafimy, jeśli przegramy i tak powinniśmy być dumni. Bo mamy być z czego.
22. mecze bez porażki w Bundeslidze to wyczyn, którego nie powstydziłyby się potęgi. Ba..narzekamy na styl i jakość drużyny, ale nie zapominajmy, że Borussen awansowali do finału DFB-Pokal, a w rundzie wiosennej próżno szukać złego rezultatu. Bo za takowy nie możemy uznać remisu z nieprzewidywalnym jak wynik losowania LOTTO, Augsburgiem, czy ten świeży ze Stuttgartem. Wychodząc na przeciw tezie, że będzie nam ciężko w końcówce sezonu, postawmy tezę inną, optymistyczną - będzie łatwiej niż myślimy. Mecz z Bayernem to nie mecz faworyta z Dortmundem, tylko lidera z wiceliderem tabeli. Obawy przed tym meczem powinni mieć przede wszystkim rywale, oni muszą, my możemy. Forma będzie, powinien być wynik. Następny mecz to Schalke 04. Rywal jeszcze większy niż Bawarczycy dla BVB z wiadomych przyczyn, dla nawet słabego obserwatora niemieckiej Bundesligi. Kloppo i spółka też udowadniali już nie raz, że nasz Kargul, czy też jak kto woli Pawlak, nie potrafi znaleźć na nas recepty. Czego się mamy obawiać?
Obawiać się możemy tylko końca świata, a pewna jest tylko śmierć. Pamiętajmy o jednym. Borussia Dortmund dokonuje rzeczy niewyobrażalnych. I nawet jak nie zdobędzie patery, to przecież świat leżący nam u stóp się nie zawali. Po wczorajszym meczu i po tym jeszcze trwającym sezonie uchylmy czoła, przed tym co na naszych oczach się rodzi. Choć w czapce chodzę tylko w zimę, założę ją teraz by ściągnąć i móc powiedzieć z dumą w głosie - czapki z głów BVB!