Szef Borussii Dortmund - Hans-Joachim Watzke w wywiadzie dla Ruhr Nachrichten wypowiedział się na temat sytuacji finansowej BVB, Nuriego Sahina, a także finansowego fair play w europejskim futbolu.
Panie Watzke, w jakim stopniu zmieniło Pana zdobycie mistrzowskiego tytułu?
W ogóle! Mistrzostwo było bardzo emocjonalne, rozkoszowałem się tymi momentami, gdy podczas objazdu po mieście z paterą widziałem setki tysięcy szczęśliwych ludzi. Potem potrzebowałem kilku dni by ochłonąć, jednak teraz tytuł jest dla mnie już historią. Warto jednak zaznaczyć, że to historia na wieczność.
Hummels, Subotic, Bender, Leitner, Gündogan, Götze, Schmelzer, Kagawa wszyscy są bardzo młodzi - próbuje Pan właśnie prześcignąć Bayern Monachium, jeśli chodzi o wyszukiwanie utalentowanych juniorów?
Nie, nie sądzę. Bayern ciągle wyciąga ze swoich młodzieżówek znakomitych piłkarzy. Myślę tu o Lahmie, Schweinsteigerze, Müllerze – a i Hargreaves był też takim przypadkiem. Musimy to najpierw zacząć naśladować!
Co dokładnie nie podoba się Panu jeszcze w BVB?
Borussia prowadziła ostatnio bardzo dobrą politykę transferową i zawsze wybierała młodych, bardzo dobrych zawodników. Nasz dyrektor sportowy ma nosa do perspektywicznych talentów. Trenera, który czyni ich lepszymi, też już mamy. Życzyłbym sobie tylko, byśmy sami wyszkolili jakiegoś kluczowego dla nas gracza. Zaczęliśmy już na ten temat między sobą rozmawiać, a pod tym względem możemy się z pewnością uczyć od Bayernu.
Niegdyś, w trudnych finansowo czasach, zagrażających egzystencji klubu dobitnie ogłosił Pan przed akcjonariuszami, że do 2011 roku BVB ma być na równi z takimi klubami jak Stuttgart czy HSV. Został Pan za to wyśmiany i skrytykowany. Dlaczego teraz mówi Pan tak mało, jeśli chodzi o cele?
Byłem wtedy bardzo odważny, ale nie wygłosiłem tej wypowiedzi przed przekalkulowaniem naszej sytuacji. Borussia tkwiła w tamtych czasach w rękach wierzycieli, a w obliczu scenariusza niewypłacalności klub był w moich oczach zbyt uległy.
Chcieliście być klubem, który działa jak wolontariat?
Być może. Dostawaliśmy wtedy ze wszystkich stron po gębie i jeszcze sami mówiliśmy: "Zasłużyliśmy na to". Musieliśmy zacząć trzymać się od tego z daleka i pokazać, że w dalszym ciągu jesteśmy wielkim klubem. Chciałem wskazać ludziom drogę. Oczywiście potrzebowaliśmy też trochę szczęścia, byśmy na nią wstąpili.
Patrząc realnie - czego Pan oczekuje od zespołu Mistrza Niemiec?
Zdobycie mistrzowskiego tytułu sprawiło, że mogliśmy po raz pierwszy podnieść budżet płacowy w klubie do 40 milionów euro. Finansowo jesteśmy w regionie Hamburga, Stuttgartu czy Gelsenkirchen. Mamy teraz nową swobodę działania i wierzymy, że będziemy potrafili utrwalić ten sukces, który osiągnęliśmy w ciągu kilku ostatnich lat naszą ciężką pracą.
Utrwalenie, o którym Pan mówi ma przełożyć się na pozycję w tabeli?
Nie uzależniam tego od tabeli. W Niemczech jest osiem, dziewięć drużyn, które są w stanie zakwalifikować się do europejskich pucharów. Do tego dochodzi też często jakiś tzw. "klub-niespodzianka". Nie jesteśmy w Dortmundzie tak aroganccy, gdy inni będą spać spać, my będziemy stawać się silniejsi i silniejsi. Na koniec sezonu w BVB będziemy zawsze odpowiadać sobie tylko na to jedno pytanie: Czy naprawdę zrobiliśmy wszystko, co było możliwe?
Na którym miejscu w Bundeslidze przyporządkowałby Pan zespół BVB?
Ciężko odpowiedzieć. Potrafimy grać i nie przez przypadek zostaliśmy Mistrzem Niemiec. Jednak to Bayern czuje się najsilniejszy i również dlatego zajmuje ten status numeru jeden. Leverkusen ma bardzo silną drużynę. Rudi Völler i Michael Reschke pracują bez zarzutu. Mają też niezbędne zasoby finansowe. To, że André Schürrle potrafi grać, było nam też wiadome. Jednak my nie mogliśmy wydać tak po prostu 11 milionów euro na jednego chłopaka.
Zajmowaliście się na poważnie tematem Schürrle?
Nie. Wiedzieliśmy jaka jest sytuacja i nie musieliśmy myśleć o nim ani sekundy.
Der Spiegel pisał pół roku temu, że sukces BVB będzie tylko chwilowy a Pan, Panie Watzke miał się cieszyć tym sukcesem, podczas gdy talenty Borussii prędzej czy później miały wziąć nogi za pas. Czuje Pan swego rodzaju satysfakcję, że jednak stało się inaczej?
Wiedziałem już wtedy, że do tego nie dojdzie. W odpowiednim czasie przedłużyliśmy długoterminowo większość kontraktów. W poprzednim roku Borussia znów miała tę siłę, by wypowiedzieć stanowcze "nie", gdy piłkarz czy doradca byli zdania, że istniałyby dla nich jeszcze lepsze alternatywy.
Nuri Sahin mógł opuścić klub dzięki specjalnej klauzuli. Podważa Pan jego udział w zdobyciu mistrzowskiego tytułu?
Wcale. Jednak co nam to da, jeśli będziemy sobie każdego dnia uzmysławiać, jaki on był wartościowy? Nuri był jednym z głównych elementów tego mistrzostwa - nie mam co do tego żadnych wątpliwości! Nie można być jednak uzależnionym od jednego piłkarza. W przeciwnym razie byłby to sygnał, że coś zrobiło się źle. Wierzę jednak, że udało nam się załatać, tę jedyną, sporą lukę w naszej kadrze.
Sądzi Pan, że Sahin rozwinie się w Madrycie?
Tak, jestem o tym przekonany. Jose Mourinho wygrał z Jorge Valdano walkę o władzę i teraz ma ją kompletną. Zna wszystkie mocne strony Nuriego, jak i te słabsze, których jest o wiele mniej i przy których trzeba mu pomóc. Mourinho chciał koniecznie pozyskać Nuriego, więc na pewno da mu szansę. Być może dostrzegł w poprzednim sezonie, że Realowi bardzo dobrze zrobi pozyskanie gracza o takiej piłkarskiej jakości.
Czy droga Sahina z Dortmundu na szczyt europejskiego futbolu może być sygnałem dla innych zawodników?
A gdzie jest ten szczyt europejskiego futbolu? Widzę trzy drużyny, które mogłyby być wyzwaniem dla każdego naszego zawodnika: Real Madryt, Manchester United i FC Barcelona. Naturalnie gdzie indziej można zarabiać więcej pieniędzy niż u nas, ale prawdopodobieństwo wygrania Premier Leaugue z Arsenalem, jest z pewnością nie większe niż prawdopodobieństwo zdobycia tytułu z Borussią Dortmund.
Czy Borussia musi znów zdobyć Ligę Mistrzów, aby zatrzymać na dłuższą metę młodą i coraz więcej wartą drużynę?
Nie, nie jest to żaden mus. Borussia finansowo bardzo mocno się rozwinęła. Jesteśmy w stanie bezproblemowo finansować naszą obecną kadrę także bez udziału w Lidze Mistrzów.
Od 2014 roku powinien Pan mieć (przynajmniej na papierze) większe szanse na tle takich klubów jak Arsenal czy Chelsea. Wtedy w życie powinien wejść przepis o tzw. finansowym fairplay, tj. kluby będą wydawać tylko tyle ile zarobiły. Wierzy Pan w to, że regulacja ta przeniknie do piłki nożnej?
Finansowe fair play jest właściwą drogą. Muszą zostać nagrodzone kluby, które dysponują wewnętrznymi środkami - a nie te, które akurat mają inwestora, który po krótkim czasie może się wycofać. Kiedy widzę rzeczy jakie mają miejsce chociażby w Hiszpanii, gdzie połowa ligi jest na skraju bankructwa, albo w innych krajach, gdzie pracują menadżerowie z nakazem aresztowania, to próba wprowadzenia finansowego fair play jest jak najbardziej uzasadniona.
Zakładając, że odejdzie się również od złych praktyk..
Nie można mówić: Nie opłacamy więcej podatków, bo wiemy, że znajdzie się jeden czy drugi obywatel, który oszuka urząd podatkowy. Ci, którzy często omijają finansowe fair play, rozstaną się kiedyś ze swym menadżerem, a pół roku później wszystkie świństwa wyjdą na jaw. Jedno jest przecież jasne: Bundesliga już ma najwyższą średnią widzów w Europie, a duża w tym też zasługa sponsoringu. A kiedy tylko ludzie tacy jak Massimo Moratti w Interze Mediolan nie będą wyrównywać bilansów corocznymi czekami na 70 czy 80 milionów, konkurencyjność niemieckich klubów będzie nadal rosnąć.