Ze względu na problemy z krążeniem krwi do uda groziła mu nawet amputacja nogi. Teraz Julian Koch patrzy w przyszłość z ostrożnym optymizmem. W wywiadzie dla gazety Ruhr Nachrichten zawodnik opowiedział o bezsilności, strachu i nadziei związanej z powrotem do gry w grudniu.
W ten weekend można było zobaczyć Cię na trybunach na meczu Duisburgu. Najgorsze już za Tobą?
Koch: To była miła odmiana, móc ponownie przebywać z zespołem. Wciąż jednak przez większość czasu muszę leżeć, ponieważ nie mogę obciążać nogi. Prawdą jest, że od kiedy zostałem zwolniony ze szpitala przed dwoma tygodniami, to małymi krokami idę do przodu.
Przed Tobą jeszcze właściwa operacja więzadła krzyżowego. Jaki jest harmonogram?
W poniedziałek byłem w Monachium u profesora Strobela i był bardzo zadowolony z gojenia się ran po pierwszej operacji. Przed przystąpieniem do kolejnej, muszę zginać kolano co najmniej do poziomu 90 stopni, jeszcze lepiej, jakby było to 120 stopni. Aktualnie mogę zginać je do poziomu 40 stopni. Myślę, że musimy jeszcze poczekać od czterech do sześciu tygodni.
Kiedy stało się jasne, że Twoja przerwa w grze może okazać się bardzo długa?
To, że stało się coś fatalnego wiedziałem już na boisku. W szpitalu powiedziano mi, że trzeba operować nogę, ponieważ gromadzi się w niej krew.
Potem były komplikacje...
Pierwsza operacja nie przyniosła pożądanego efektu. Szczerze mówiąc nie znałem wcześniej pojęcia zespołu ciasnoty. Dopiero po MRT i drugiej operacji byłem świadomy mojej kontuzji.
Przez pewien czas groziła Ci nawet amputacja nogi. Co wtedy czułeś?
Bałem się do samego końca. W tym momencie cały czas czułem się bezsilny.
Kto Cię wspierał?
Po udanej drugiej operacji otrzymałem wsparcie z wielu stron. W szpitalu widziałem mecz półfinałowy MSV przeciwko Cottbus. Kiedy moi koledzy pokazali do kamery swoje koszulki (widniał na nich napis Powodzenia Jule!), miałem gęsią skórkę.
Latem wracasz do Borussii Dortmund. Miałeś kontakt z osobami związanymi z BVB?
Trener Jürgen Klopp napisał do mnie SMS-a. Dyrektor sportowy Michael Zorc odwiedził mnie w szpitalu. Był też Nuri Sahin, który wręczył mi bukiet kwiatów w imieniu całego zespołu. To były wielkie gesty, które mocno mnie podbudowały.
Niestety ten magiczny dla Ciebie sezon kończy się źle. Patrząc jednak wstecz, to raczej przeważają pozytywne wspomnienia z nim związane?
Oczywiście. Latem nie moglem liczyć, że będę pewnym punktem zespołu.
Jesteś nawet vice-kapitanem...
(śmiech) Tak, to szalone prawda? Ten rok był dla mnie naprawdę super. Bardzo wpłynął na mój rozwój.
W maju MSV zagra w finale Pucharu Niemiec. Bardzo będzie Cie boleć rola obserwatora?
To dla mnie wielki dramat, z ledwością oglądałem już spotkanie półfinałowe. Będę jednak w Berlinie podczas meczu.
Czy istnieje realny termin, kiedy znów ujrzymy Cię na boisku?
Lekarz mówi, że mogę liczyć na powrót w grudniu. Mam nadzieję, że będę mógł przepracować z zespołem cały okres przygotowawczy do drugiej części sezonu.