Żenująca seria bez punktów zdobytych przez Borussię Dortmund na wyjeździe trwa. Mecz został mentalnie rozstrzygnięty w 28. minucie, kiedy czerwoną kartkę obejrzał kapitan BVB.
Mecz wyjazdowy Borussii Dortmund nie oznacza nic innego niż brak zwycięstwa, a pierwsza połowa była potwierdzeniem okropnej formy czarno-żółtych poza domem.
Od samego początku to Mainz było drużyną pewniejszą siebie, co przekładało się na większą łatwość w kreowaniu i kontrolowaniu sytuacji na boisku. W 18. minucie powinno być już 1:0, ale gwiazdor gospodarzy Jonathan Burkardt, przestrzelił w dogodnej sytuacji. W 28. minucie bezmyślnego faulu przed własnym polem karnym dokonał Emre Can, a arbiter nie miał żadnych wątpliwości i pokazał Niemcowi czerwoną kartkę. Rzut wolny, który otrzymali po tym faulu gospodarze, mógł dać im prowadzenie, jednak czujny na linii bramkowej był Meyer, pewnie łapiąc strzał z głowy w wykonaniu rywala. Jae Sung Lee, który został zatrzymany przez goalkeepera BVB chwilę wcześniej, nie dał mu szans już w 36. minucie, kiedy po dośrodkowaniu w pole karne, zgubił krycie, a następnie wstrzelił się idealnie w przestrzeń bramki, której nie pilnował Alex Meyer. Koreańczyk szybko zapomniał o zdobytej przez siebie bramce, bo chwilę później powstrzymał nieprzepisowo Guirass'ego we własnym polu karnym, a goście doprowadzili do wyrównania za sprawą poszkodowanego. Czarno-żółci myśląc już tylko o zejściu do szatni, nie przewidzieli jeszcze utraty następnego gola, którego strzelili gospodarze w doliczonym czasie gry. Mainz znowu wykorzystało błędy w kryciu, dlatego świetnie pokazujący się do podania Jonathan Burkardt nie miał żadnych problemów, aby pokonać bramkarza i wyprowadzić swój zespół na prowadzenie.
Pomimo tego, że podopieczni Bo Henriksona prowadzili po pierwszej połowie tylko jedną bramką, szala zwycięstwa była zdecydowanie przechylona na ich korzyść.
W drugiej połowie kibice mogli z minuty na minutę coraz głębiej zapadać się w fotel, bo żadna z ekip nie rwała się do szybszego ruszenia pod pole karne przeciwników. Zespoły różniło jednak to, że gospodarze mogli sobie pozwolić na spokojne dowiezienie wyniku do końca, jednak bierność ze strony BVB nie miała prawa mieć miejsca, jeśli bierzemy pod uwagę zakładane cele przez klub z Westfalenstadion. Jedynie cztery akcje na przestrzeni 45. minut zasługują na zwrócenie uwagi. Na początku drugiej części spotkania zaatakował Mwene, który swoim uderzeniem z ostrego kąta zmusił Meyera do interwencji. Już w 54. minucie drużyna z Moguncji postawiła kropkę nad "i", bo świetnie umieli wykorzystać braki w defensywie czarno-żółtych, a co za tym idzie, potrafili umiejętnie pokazywać się do zagrania w polu karnym. Błędu w tym zakresie nie popełnił również strzelec trzeciego gola, czyli Paul Nebel, który nie pomylił się przy nadarzającej się okazji i między nogami Schlotterbecka posłał piłkę do siatki. Goście mimo dwubramkowej straty zdołali zagrozić rywalowi dopiero w 83. minucie, kiedy po zamieszaniu w polu karnym, o niewiele pomylił się Schlotterbeck. Przed końcowym gwizdkiem sędziego dublet na swoje konto miał szansę zapisać Burkardt, jednak mocny strzał Niemca został wypiąstkowany przez Meyera.
Bundesliga 10. kolejka
FSV Mainz 05 - Borussia Dortmund
FSV Mainz 05: Zentner – da Costa (80. Widmer), Bell, Kohr – Caci, Sano, Amiri, Mwene – Nebel (85. Hong), Lee (90. Sieb) – Burkardt (90. Onisiwo)
Rezerwa: Rieß, Veratschnig, Barkok, Gleiber, Weiper
Trener: Bo Henriksen
BVB: : Meyer – Groß, Can, Schlotterbeck, Ryerson (74. Kabar) – Nmecha (59. Lührs) – Beier (59. Couto), Sabitzer, Brandt (74. Campbell), Gittens (59. Malen) – Guirassy
Rezerwa: Lotka, Paulina, Mané, Azhil
Trener: Nuri Sahin
Bramki:
1:0 Lee (36., Caci)
1:1 Guirassy (40. pen)
2:1 Burkardt (45.+3, da Costa)
3:1 Nebel (54., Mwene)
Żółte kartki: Nebel, Kohr, Zentner – Schlotterbeck
Czerwona kartka: Emre Can
Sędzia: Florian Badstubner
Widzów: 33.305
To było tak ogólnie, ku pokrzepieni serc ale naprawdę to inne słowa cisną się na usta....
Konieczne są niekonwencjonalne radykalne pociągnięcia:
- mecze na wyjeździe powinniśmy grać rezerwami, pozwoli to ograć zmienników i zweryfikować ich potencjał;
- skoncentrować się na meczach u siebie, gdzie powinniśmy zdobyć te 40 punktów gwarantujących utrzymanie się w pierwszej Bundeslidze;
- pozwoli to ograniczyć lazaret i lepiej przygotować się do meczów w lidze mistrzów;
- w przyszłym sezonie bez ligi mistrzów będzie można powalczyć o lepsze miejsce w rozgrywkach krajowych.
Pozostaje pytanie co z trenerami? Moim zdaniem cały sztab trenerski, ale także kierownictwo odpowiedzialne za transfery (i na przykład zwolnienie Humelsa) powinni podać się do dymisji, gdyż widać brak doświadczenia, drużyna gra coraz gorzej, zupełny brak pomysłu i zgrania w ataku pozycyjnym, wyeliminowanie tak silnej kiedyś broni BVB jaką był kontratak.
Generalnie tego się nie da oglądać! Trenerzy od przygotowania fizycznego powinni być wyrzuceni z klubu natychmiastowo!
Ekspert Sky, Didi Hamann, nie rozumie tych wyjaśnień:
''To mi nie wystarczy, to jest dla mnie za cienkie, nie przyjmę tego. W takim razie należało ich zapytać, co się działo w Stuttgarcie, kiedy wciąż mieli pełny zespół a potem wróciliśmy do domu z ''piątką''. Powiedzieć, że pokonalibyśmy Mainz w pełnym składzie jest zbył proste. My mówimy tutaj o finaliście Ligi Mistrzów i o zespole, który w zeszłym roku prawie spadł z ligi, muszę się spodziewać, że mecz będzie otwarty, nawet w składzie dziesięciu na jedenastu zawodników.
Hamann uważa, że za obecną sytuację odpowiada przede wszystkim Nuri Sahin. ''Jako młody trener potrzebujesz pomocy zawodników, a on jej nie ma. W zeszłym tygodniu mówiłem, że zespół potrzebuje mocnej ręki. Nie wiem, czy Sahin będzie w stanie to zrobić''.
Hamann nie może zrozumieć prób tłumaczeń trenera BVB:''Mam wrażenie, że oni zawsze szukają wymówek. Dziś Can, za tydzień ktoś inny. Rozumiem, że dużo grali. Ale tak dajesz zawodnikom alibi. Wracają do domu i słyszą, że trener powiedział: „jedziemy na oparach, nie mamy już sił''.
Takimi stwierdzeniami dajesz graczom alibi. Oni muszą trzykrotnie zagrać po 90 minut. A jeśli powiesz graczom, że jadą na oparach, to zawsze będą mieli to z tyłu głowy, bo dajesz im wymówki i alibi i na pewno nic w ten sposób nie wygrają''