Od jakiegoś czasu pojawiają się w Dortmundzie plotki o zainteresowaniu trenerem reprezentacji Niemiec, Julianem Nagelsmannem. Miałby on zastąpić Edina Terzica, który zalicza trudny okres na ławce BVB. Prowadzona przez niego Borussia Dortmund odpadła na wczesnym etapie Pucharu Niemiec, a w Bundeslidze walczy z RB Lipsk o ostatnie miejsce premiowane pewną kwalifikacją do kolejnego sezonu Ligi Mistrzów i jedynie rozgrywkach Ligi Mistrzów trzyma poziom, kwalifikując się do ćwierćfinału tych rozgrywek.
Nie da się ukryć, że Nagelsmann to topowe nazwisko nie tylko wśród niemieckich trenerów, a szkoleniowiec ten dotychczasową pracą wyrobił sobie ustaloną markę, co pozwala łączyć go z klubami europejskiej czołówki. Co zatem może zdecydować o tym, że trener tego kalibru mógłby pojawić się na Signal Iduna Park? A jeśli tak, to czym to się może skończyć? Spróbuję odpowiedzieć na te pytania.
Skoro wyżej napisałem, że to znany i ceniony trener to chyba wypada tę opinię poprzeć argumentami. Nagelsmann skończył edukację w centralnym ośrodku szkoleniowym DFB im. Hennesa Weisweilera. Był w czołówce absolwentów swojej grupy, co już zwróciło na niego uwagę potencjalnych pracodawców. Zaczynał od szkolenia juniorów Augsburga, TSV 1860 Monachium i Hoffenheim, gdzie w lutym 2016 roku otrzymał pierwszą samodzielną pracę w Bundeslidze i karkołomne zadanie utrzymania zespołu na najwyższym szczeblu. Misja się powiodła, choć kto wie co by było, gdyby w ostatniej kolejce zagrożony barażami Eintracht wygrał w Bremie i zepchnął do dwumeczu o utrzymanie z Norymbergą właśnie ekipę Nagelsmanna.
Kolejny sezon był wielkim sukcesem młodego trenera. Po wzmocnieniu drużyny, a także po zmianie sposobu i stylu treningu na bardziej analityczny i skoncentrowany na indywidualnych możliwościach poszczególnych piłkarzy w porównaniu do typowo atletycznego futbolu, który preferował poprzedni trener Huub Stevens, TSG zaczęło być groźne w lidze. Na koniec sezonu zajęli czwarte miejsce co dało im prawo do gry w ostatniej fazie eliminacji Ligi Mistrzów (porażka w dwumeczu z Liverpoolem).
Jeszcze lepiej Nagelsmann skończył sezon 17/18, w którym jego zespół zajął trzecie miejsce w lidze i zakwalifikował się do Ligi Mistrzów. Co prawda w grupie z Manchesterem City, Lyonem i Szachtarem Donieck nie udało się wygrać meczu, ale stało się jasne, że w Sinsheim jest mu po prostu za ciasno.
Kolejnym klubem w karierze Nagelsmanna był RB Lipsk, z którym awansował do półfinału Ligi Mistrzów (19/20, 0-3 z PSG) dorzucając trzecie i drugie miejsce w lidze oraz 1/8 w Lidze Mistrzów, by wreszcie w Bayernie Monachium zdobyć mistrzowską paterę (21/22). Wypada dodać, że Nagelsmann został najlepszym trenerem w Niemczech w 2016 roku, najmłodszym szkoleniowcem, który wygrał 100 meczów w Bundeslidze, a także najmłodszym, który wygrał grupę w Ligi Mistrzów.
Na tym obrazie cudownego dziecka niemieckiej myśli szkoleniowej zaczęły jednak pojawiać się rysy. O ile jeszcze w Hoffenheim obserwatorzy byli zachwyceni pomysłami trenera (słynny interaktywny ekran w centrum treningowym, czy karteczki z konkretnymi zadaniami do rozwiązania w czasie gierek i treningów taktycznych), to już w Lipsku, a przede wszystkim w Monachium zaczęło iskrzyć między Nagelsmannem, a niektórymi piłkarzami, którzy nie akceptowali roli magnesów na tablicy czy numerów w treningowej rozpisce. Jakby tego było mało doszło również do spięć z działaczami, kilka niefortunnych zachowań czy wypowiedzi również nie przysporzyło trenerowi sympatyków. Jeśli dodać do tego niezadowalającą postawę w lidze i sensacyjne odpadnięcie z LM w 1/4 z Villarrealem to trudno się dziwić, że pod koniec marca 2023 roku został on zastąpiony przez Thomasa Tuchela, by po pół roku objąć reprezentację Niemiec.
Pora wrócić do postawionych na wstępie pytań. Czy taki trener może pojawić się w Dortmundzie? Oczywiście, że tak. Po pierwsze dlatego, że od rozpoczęcia pracy z die Mannschaft dał jasno do zrozumienia, że z kadrą pracuje tylko do zakończenia tegorocznych Mistrzostw Europy, których Niemcy będą gospodarzami. Po drugie, tajemnicą poliszynela jest fakt, że zwolnienie z Bayernu mocno zabolało Nagelsmanna, a wiedząc, że to człowiek ambitny i chętny do udowadniania swojej klasy, łatwo sobie wyobrazić jego chęć do zrobienia tego właśnie w klubie, który z racji historii, finansowej stabilności i sportowego potencjału jest w stanie sprostać wymaganiom takiego trenera, który ze swej strony gwarantuje najwyższej jakości warsztat, pomysł i umiejętności jego realizacji.
Oczywiście są też zagrożenia, to naturalne. Przede wszystkim mam tu na myśli charakter Nagelsmanna i jego bezkompromisowość jeśli chodzi o zarządzanie kadrą. Nie ma u niego miejsca na żaden kompromis, na żadną ingerencję czy próbę nadzoru nad jego ekipą. A skoro tak, to trudno się spodziewać, by zaakceptował on sytuację podobną do tej, którą mieliśmy w klubie za czasów Thomasa Tuchela, czy też pomysły Hansa-Joachima Watzke z rolą Edina Terzica kiedy trenerem był Marco Rose, albo wciskanie na ławkę asystentów w postaci byłych piłkarzy BVB. Takie manewry u Nagelsmanna nie przejdą, to tylko gotowe przepisy za awanturę.
Jest jeszcze jedna możliwość, która może zatrzymać rozważania o pracy Nagelsmanna w Dortmundzie, dla mnie nierealna, ale trzeba o niej wspomnieć. Otóż istnieje nadzieja (dla niektórych kibiców obawa), że Borussia Dortmund zacznie wreszcie grać choć w części na takim poziomie, na jakim powinna już pod okiem Terzica dawno być. Awans do półfinału Ligi Mistrzów i pewna kwalifikacja do premierowej edycji tych rozgrywek w kolejnym sezonie może uratować stołek obecnego trenera. Jest to mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe. Poza tym wątpię by ewentualny angaż Nagelsmanna oznaczał dalszą współpracę z Nurim Sahinem i Svnem Benderem. A przecież gdy oferowano im pracę w Dortmundzie to raczej nie na kilka miesięcy i nie bez konkretnych zapisów.
Na koniec pozwolę sobie na kilka zdań własnej opinii. Osobiście uważam, że absolutnym priorytetem jest zakończenie pracy przez trenera Terzica. Szkoleniowiec ten w drugim swoim podejściu do pracy w klubie nie pokazał nic co kwalifikowałoby go do pozostania na stanowisku w kolejnym sezonie. Zespół nie rozwija się jako całość, widocznych postępów nie robią też poszczególni piłkarze. Jedyne pozytywy dotyczą występów w Lidze Mistrzów, aczkolwiek eksperci zwracali uwagę na problemy personalne, które w meczach przeciwko naszemu zespołowi miały drużyny Newcastle czy Milanu. Może to pretensje na wyrost, ale nie sposób całkowicie tego ignorować, zwłaszcza że takie opinie dają do myślenia i już wkrótce zostaną poddane weryfikacji podczas dwumeczu z Atletico Madryt.
Nie jestem też całkowicie przekonany do opcji z Nagelsmannem – co prawda na pewno to lepsze rozwiązanie niż obecne, ale na dłuższą metę istnieje zbyt dużo zagrożeń, które mogą skutkować kolejną zmianą trenera po max dwóch sezonach, a tego musimy unikać jak ognia
Zatem co w zamian? Nowy trener z zewnątrz. Mam swojego faworyta, a jest nim trener Feyenoordu Arne Slot. Drugi sezon obserwuję pracę tego szkoleniowca i jestem pod wielkim wrażeniem jej efektów. Potrafi ustawić zespół pod konkretnego rywala, potrafi błyskawicznie zareagować na to, co w danej chwili dzieje się na murawie, nie ma problemów z uzupełnieniem kadry po odejściach najlepszych graczy i jest otwarty na wprowadzania młodych piłkarzy do poważnej piłki.
Imponują mi nieoczywiści trenerzy, którym (często z różnych względów) daje się szansę i którzy potrafili ją wykorzystać. Do tego grona na pewno należą też Ruben Amorim (Sporting Lizbona) i Thiago Motta (FC Bologna). W ich ślady idą Ruben Baraja (Valencia CF) i Michel (FC Girona). Mam też propozycję dla fanów jazdy bez trzymanki - znakomitą pracę w St. Pauli wykonuje Fabian Hurzeler.
Trener o takim profilu, któremu da się trzy, cztery sezony spokojnej pracy według zaakceptowanego planu, któremu będzie się pomagać na każdym kroku jego realizacji, ale też od którego będzie się po prostu wymagać konkretnych postępów + obowiązek ataku na mistrzowski fotel w ostatnim sezonie pracy - to według mnie model funkcjonowania klubu, do którego powinniśmy dążyć. Oczywiście, nie wszystko da się przewidzieć, wiele się może wydarzyć i na takie okoliczności trzeba być przygotowanym. Ale nikt mnie nie przekona, że to co w tej kwestii mają do zaproponowania nasi wodzowie da się w jakikolwiek sposób obronić.
Proste
Najsmutniejsze jest to że na nas nie chce spojrzeć żaden topowy trener.