Ansgar Knauff nie miał zbyt wielkiej perspektywy rozwoju w Borussii Dortmund. 20-letni Niemiec przeniósł się zimą na wypożyczenie do Eintrachtu Frankfurt, które będzie obowiązywać do końca czerwca 2023 roku i póki co zbiera bardzo dobre recenzje.
Po prawie ośmiu tygodniach transakcja okazuje się szczęśliwym trafem dla wszystkich zainteresowanych. Knauff początkowo grał we Frankfurcie jako skrzydłowy, a obecnie pełni funkcję wahadłowego i wypełnia lukę, która od dłuższego czasu występowała w zespole Orłów na prawej stronie boiska.
Filip Kostic jest jednym z najlepszych wahadłowych w Bundeslidze, ale po lewej stronie boiska. Danny da Costa, Timothy Chandler, Almamy Touré i Erik Durm nigdy nie potrafili natomiast dobić do jego poziomu po drugiej stronie murawy.
– Dzięki Knauffowi staliśmy się znacznie bardziej zróżnicowani. W rezultacie zespół nie jest już tak przewidywalny. Wiedzieliśmy, że Ansgar ma pewne umiejętności, zwłaszcza jeśli chodzi o szybkość, grę do przodu i pojedynki jeden na jednego. Okazało się jednak, że dobrze pełni także funkcje defensywne – powiedział dyrektor sportowy Eintrachtu, Markus Krösche.
Eintracht nie posiada klauzuli wykupu Knauff, dlatego Niemiec może powrócić do BVB w 2023 roku jako ukształtowany zawodnik.
Napastnik Eintrachtu Ansgar Knauff opowiada w wywiadzie dla FR o swoim debiucie we Frankfurcie, o tym, dlaczego budzi tłum i dlaczego najważniejsze jest utrzymanie dyscypliny.
-Panie Knauff, trener Glasner pochwalił pana ostatnio za to, że w meczu z Bayernem "przywrócił pan publiczność do gry". Czy jesteś urodzonym wojownikiem?
-Och, nie wiem (uśmiech). W tym momencie starałem się zachęcić kibiców i cały zespół do współpracy, ponieważ ważne jest, aby wszyscy trzymali się razem.
-Ale szacunek, jako nowy i młody zawodnik, za takie zachęcanie kibiców. Ostatnio odważył się na to tylko Ante Rebic...
-Nie wiem, czy to było coś niezwykłego. Myślę, że to pomogło zespołowi. I nie ma znaczenia, czy dokonał tego starszy czy młodszy zawodnik. Wyszedło to spontanicznie z sytuacji, po kontrataku i wygraniu piłki, więc pasował, żeby trochę rozruszać tłum.
-Jak czułeś się w pierwszych tygodniach we Frankfurcie?
-Czuję się bardzo dobrze w klubie, w drużynie, a grając po raz pierwszy na stadionie przed 25 tysiącami widzów, panowała dobra atmosfera. Z niecierpliwością czekam na to, co przyniesie przyszłość. Oczywiście, ostatnio wyniki nie są dobre, ale to jedyna rzecz, której mi jeszcze brakuje, na szczęście. Wkrótce to nastąpi, jestem o tym przekonany.
-Czy tak właśnie wyobrażałeś sobie swój start we Frankfurcie - dwa krótkie występy, raz w wyjściowej jedenastce? A może chciałbyś mieć więcej czasu na grę?
-Myślę, że wszystko poszło bardzo dobrze, tak jak poszło. Udało mi się przyzwyczaić do rutyny, zostałem bardzo dobrze przyjęty, zaadaptowałem się, dobrze dogaduję się ze wszystkimi. W końcu jestem tu dopiero od kilku tygodni.
-Jak bardzo jesteś zadowolony z dotychczasowych osiągnięć? Ile już widzieliśmy Ansgara Knauffa?
-Przede mną, a zwłaszcza przed całym zespołem, jeszcze wiele pracy. W ostatnim meczu z Bayernem dobrze zrealizowaliśmy nasz plan, ale i tak nie udało nam się nic ugrać. Jeszcze gorzej: trzy mecze, zero punktów, zero bramek - ja, cała drużyna, musimy wyciągnąć z tego kilka procent więcej, zdecydowanie.
-W swoim młodym wieku doświadczyłeś już kilku trenerów najwyższej klasy: Skibbe, Favre, Terzic, Rose, a teraz Glasner. Co możesz wynieść z pracy tych trenerów piłkarskich dla swojej kariery?
-Wszyscy trenerzy, z którymi miałem do tej pory do czynienia, byli bardzo dobrzy, ale przede wszystkim mieli swój własny pomysł na piłkę nożną, realizowali własną filozofię. Jako młody człowiek mogę się od nich wszystkich uczyć i jestem pewien, że w najbliższych latach będę się jeszcze bardziej rozwijał. Praca z takim trenerami może mi tylko pomóc.
-W Twojej dotychczasowej karierze, zwłaszcza w młodości, wydaje się, że zawsze byłeś na równi pochyłej. Ale teraz, na wyższym szczeblu, powietrze jest coraz rzadsze.
-Nie, nie. Miałem też okres w drużynie U16 z Borussią Dortmund, w którym sprawy nie układały się najlepiej.
-Co się tam działo?
-Z powodu problemów ze wzrostem nie było mnie przez długi czas, prawdopodobnie siedem lub osiem miesięcy. Musiałem to dość mocno przełykać. W rzeczywistości, w chwili obecnej trend jest wzrostowy. Ale wiem, że będą chwile, kiedy nie zawsze wszystko będzie szło po myśli. Trzeba umieć sobie radzić w każdej sytuacji, zwłaszcza w tych niefortunnych, trzeba wytrwać i nigdy się nie zawieść. To jest to, co wyniosłem z mojej młodości: Nie ustawajcie w wysiłkach, nie ustawajcie w pracy, nie bądźcie kłótliwi, nie poddawajcie się.
-Czy były momenty, kiedy chciałeś się poddać i skupić się bardziej na koszykówce, innej dyscyplinie, w której jesteś dobry?
-Nie, nigdy nie było takiej fazy. Od małego dziecka wiedziałem, że chcę grać w piłkę nożną, i to się nigdy nie zmieni, bez względu na wszystko.
-Twoja kariera została zaplanowana stosunkowo wcześnie. Wiele nagród w bardzo młodym wieku, grając dla Hannoveru 96 i Borussii Dortmund, zawsze koncentrował się na występach, weekend po weekendzie. Czy dzięki temu szybciej dorastasz?
-Tak, w niektórych obszarach, ponieważ często jest się do tego zmuszanym. Na początku jesteś zdany na siebie, musisz wziąć na siebie odpowiedzialność. Wiadomo, że jeśli chce się coś osiągnąć i zostać profesjonalistą, trzeba wiele poświęcić i podporządkować sportowi prawie wszystko. Trzeba być samodzielnym, zdyscyplinowanym, punktualnie przychodzić na treningi, nie zaniedbywać szkoły. Trzeba rozsądnie zarządzać wszystkim i rozwijać się, aby w pewnym momencie mieć szansę na wejście w szeregi profesjonalistów. A na tę szansę trzeba pracować przez lata, trzeba mieć jasno sprecyzowane cele. W młodości wiele się od ciebie wymaga, bez wielu rzeczy musisz się obejść.
-A jednak tylko niewielka część talentów trafia na szczyt.
-Tak to już jest. Jednak wszyscy, którzy znaleźli się w takiej sytuacji, znoszą ją z nadzieją, że uda im się dotrzeć na szczyt. Od 15-, 16-, 17-latka oczekuje się, że będzie zachowywał się jak dorosły, że będzie miał trzeźwy umysł. Zawsze wiedziałem, czego chcę, co muszę zrobić, aby to osiągnąć, a potem - z pomocą klubu - udało mi się to zrealizować. Już w dzieciństwie piłka nożna była dla mnie niemal jak praca; istniały tylko treningi, szkoła, matura zawodowa w szkole powszechnej i granie w weekendy. Nie było czasu na nic innego.
-Jednak to zaangażowanie stoi w sprzeczności z opinią publiczną, że zawodowi piłkarze trochę kopią i poza tym prowadzą miłe życie.
-Sport zawodowy to o wiele, wiele więcej niż się powszechnie sądzi. To nie jest tak, że raz dziennie idziesz na trening, a potem kładziesz torbę w kącie i na tym koniec. Jest w tym dużo więcej racji.
-Ważnym punktem odniesienia w Twojej karierze jest Twoja mama, która woziła Cię na treningi i na wszystkie boiska.
-Tak, wspierała mnie przez cały czas, zawsze była przy mnie i pomagała mi we wszystkim, a także dodawała mi otuchy. Bez niej nie udałoby mi się osiągnąć sukcesu w tak wielu dziedzinach.
-Prawie dokładnie rok temu zacząłeś pracę w Borussii Dortmund. Bundesliga, gol przeciwko Kolonii, wyjściowa jedenastka w ćwierćfinale Ligi Mistrzów przeciwko Manchesterowi City, pierwszy gol w Bundeslidze przeciwko Stuttgartowi, który zapewnił BVB awans do Ligi Mistrzów, a Eintrachtowi Frankfurt - odpadnięcie...
-W piłce nożnej wszystko może zdarzyć się tak szybko. Nie można sobie tego uświadomić od razu, to wymaga pewnego czasu. Na początku jest się podekscytowanym, trudno to sklasyfikować, ale jest to wspaniały czas i po prostu piękne, ponieważ jest to to, o czym zawsze marzyło się w dzieciństwie.
-Jak trudny był dla Ciebie powrót do drużyny U23 i czwartej ligi?
-Wcale nie. Drużyna U23 była również moją drużyną, mieliśmy bardzo dobry skład, chcieliśmy awansować i udało nam się to w ostatnim meczu po bardzo długim sezonie z wieloma angielskimi tygodniami. Ten sukces był dla mnie i dla zespołu czymś bardzo szczególnym, a nawet czymś więcej: kamieniem milowym. Muszę przyznać, że to spora zmiana grać w Bundeslidze i Lidze Mistrzów, a potem w lidze regionalnej. Trzeba się po prostu dostosować.
-Dlaczego w pierwszej połowie sezonu pod wodzą Marco Rose'a nie grałeś częściej w barwach BVB?
-Z pewnością nie była to zasługa trenera. Trzeba też powiedzieć, że BVB ma dobry skład z najlepszymi zawodnikami. Zawsze trudno jest dostać dużo czasu na grę w tym dużym, szerokim składzie. Ale najważniejsze jest to, że trzeba zaakceptować każdą sytuację, a nie lamentować i długo się zastanawiać, gdy gra się w trzeciej lidze zamiast w Bundeslidze.
-Potem jednak zdecydowałeś się na zmianę. Dlaczego?
-Ponieważ jest to właściwy krok dla mnie i mojego rozwoju sportowego.
-Teraz znasz już obie drużyny. Czy można je porównać?
-Nie powiedziałbym, że Eintracht jest słabszą drużyną. Obie drużyny różnią się pod względem sposobu gry, ale są na tym samym poziomie, nie ma między nimi dużej różnicy. Przekonaliśmy się o tym na początku drugiej połowy sezonu. Gramy na arenie międzynarodowej w Lidze Europy (Borussia Dortmund już nie gra; przyp. red.).
-Jak myślisz, na co stać Eintracht w Lidze Europy?
-Na wszystko.W dwóch meczach każdy może pokonać każdego. A wszystkie drużyny, które jeszcze w nim są, to dobre drużyny. Wszystkie te mecze będą trudne. Ale będziemy gotowi.
-A w Bundeslidze?
-Do końca sezonu pozostało dziesięć dni meczowych, więc nie chciałbym niczego spisywać na straty. Do końca sezonu pozostała jeszcze prawie jedna trzecia, więc wiele może się jeszcze wydarzyć.
-Co jest Twoją najmocniejszą stroną? Oczywiście prędkość. Co jeszcze?
-Tak, prędkość. W systemie frankfurckim mogę grać na pozycji środkowego obrońcy.
A jeśli to się nie uda, to przynajmniej podniecisz tłum...
... dokładnie tak jest (uśmiech).