Borussia Dortmund wygrała wyjazdowe spotkanie 9. kolejki Bundesligi z Arminią Bielefeld 3:1. Bramki dla BVB strzelili Emre Can, Mats Hummels i Jude Bellingham.
Borussia rozpoczęła mecz ofensywnie od dwóch strzałów Donyella Malena. Przy pierwszym – z dystansu – dobrze interweniował Stefan Ortega, z kolei główka Holendra poleciała nad bramką. Najlepszą sytuację dla Arminii wykreował w 18. minucie Marin Pongračić, który na środku boiska stracił piłkę na rzecz Janniego Serry, ale były napastnik młodzieżówek BVB przegrał pojedynek z Gregorem Kobelem, który interweniując, zderzył się z Manuelem Akanjim, po czym z dużym impetem wpadł na słupek. Bramkarz wytrwał do końca pierwszej połowy, ale w drugiej części gry dostępu do bramki Dortmundu bronił już Marwin Hitz. Borussia objęła prowadzenie w 31. minucie, kiedy Emre Can wykorzystał rzut karny podyktowany za faul Cédrica Brunnera na Donyellu Malenie. Krótko przed przerwą Borussia miała rzut rożny. Piłkę podbijało głowami kilku zawodników, aż w końcu spadła do Matsa Hummelsa, a ten bez zastanowienia oddał piękny strzał z woleja, którym podwyższył prowadzenie swojej drużyny.
Przez długie fragmenty drugiej połowy niewiele się działo. Wreszcie w 73. minucie Jude Bellingham świetnie okiwał rywali i podcinką nad Ortegą strzelił trzeciego gola Borussii w tym spotkaniu. Gdy wydawało się, że dortmundczycy wreszcie zachowają czyste konto w Bundeslidze, Hummels sfaulował w polu karnym Patricka Wimmera, a Fabian Klos pokonał Marwina Hitza strzałem z jedenastu metrów. Spotkanie zakończyło się wygraną BVB 3:1.
Bundesliga, 9. kolejka
ARMINIA BIELEFELD – BORUSSIA DORTMUND 1:3 (0:2)
Arminia: Ortega – Brunner (46. Ramos), Pieper, Nilsson – Fernandes (64. Wimmer), Kunze, Prietl, Laursen (73. Czyborra) – Schöpf – Hack (73. Krüger), Serra (46. Klos)
Rezerwa: Schulz, Andrade, Okugawa, Lasme
Trener: Frank Kramer
BVB: Kobel (46. Hitz) – Pongračić, Akanji, Hummels (88. Maloney) – Wolf, Can (76. Witsel), Bellingham, Hazard – Brandt (76. Reinier), Reus – Malen (66. Tigges)
Rezerwa: Passlack, Knauff, Papadopoulos
Trener: Marco Rose
Gole:
0:1 Can (31., karny, faul Brunnera na Malenie)
0:2 Hummels (45.)
0:3 Bellingham (73., Reus)
1:3 Klos (87., karny, faul Hummelsa na Wimmerze)
Sędzia: Benjamin Brand (Gerolshofen)
Żółta kartka: Kunze
Stadion: Schüco-Arena (Bielefeld)
Widzów: 25 000 (komplet)
Pierwszy i najważniejszy wniosek łączy się z osobą trenera. Mimo całej mizerii BVB AD 2021 wśród winnych aktualnego obrazu klubu nie można umieszczać szkoleniowca pierwszego zespołu. Jeśli ktoś tak robi, powinien jak najszybciej odzyskać poczucie rzeczywistości. Widać, że Marco Rose ma pomysł na skuteczną realizację swojej misji w Dortmundzie, mimo że klubowa wierchuszka mu tego nie ułatwia. Chłop ma więcej mózgu niż jego kilku poprzedników razem wziętych (począwszy od wizjonera, a na dziadku o wielkim wytrzeszczu kończąc). Pan Rose działa w myśl powiedzenia ?tak krawiec kraje, jak mu materii staje?. W obliczu kontuzji, których liczba przekracza nawet normy stężenia, do których zdążyliśmy już w BVB przywyknąć, zestawił skład przynajmniej teoretycznie w najlepszy z możliwych sposobów i dostosował taktykę do posiadanego potencjału ludzkiego. W ten sposób oszczędził nam choćby wątpliwej przyjemności oglądania na boisku Passlacka, bo Hazard jest lepszym wahadłowym. Ale to tylko przypadek jednego zawodnika, podczas gdy chodzi o coś znacznie szerszego. Rose nie trzyma się kurczowo jednego ustawienia, jednego systemu gry. Nie chce też udowadniać całemu światu swojego geniuszu, nie pcha do gry na siłę zawodnika potykającego się o własne nogi twierdząc, że jest świetny, tylko wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu (vide: Tuchel raczący nas popisami Durma). BVB ma wreszcie trenera wyciągającego wnioski, a nie tylko bredzącego o ich wyciąganiu jak Favre. Rose gra o wyniki, a nie o pokazanie, że jego pomysły są najlepsze tylko dlatego, że są jego pomysłami.
Właśnie dlatego wczoraj, przeciwko słabej Arminii, na boisko wybiegło trzech stoperów. Bo byli zdrowi, ograni i ogólnie w pełnej gotowości. Żeby nie było tak słodko, trzeba zauważyć, że właśnie ta formacja jako pierwsza popełniła duży błąd, ale też i w niej najszybciej doszło do istotnej korekty. W centrum tercetu mecz zaczął Pongracić. W 17 min. stracił piłkę i sprezentował przeciwnikom kontrę, a na dodatek przy interwencji ucierpieli ratujący sytuację Akanji i Kobel. Po chwili Chorwat znów się pomylił i Akanji musiał faulować. Wszystko uspokoiło się, gdy trener nakazał wyżej wymienionym stoperom zamienić się miejscami, co moim zdaniem miało kluczowe znaczenie dla przebiegu całego meczu.
To tyle o przysłowiowym krawcu, teraz trochę o materii.
Pierwsza uwaga dotyczy Brandta. Nie wiem, co z nim jest nie tak, ale chyba powinien go zbadać okulista. I mówię to zupełnie poważnie, bez żadnych kpin. Julian zdaje się mieć problemy z oceną odległości dzielącej go od przeciwnika, często ?zaplątuje się w piłkę? i szybko ją traci. Z takimi problemami ciężko, żeby był dobrym rozgrywającym.
Druga rzecz to braki fizyczne naszej ofensywy. W 35 min. Wolf zrobił niezłą akcję ze skrzydła i oddał strzał, który bramkarz odbił przed siebie, prosto pod nogi Reusa. Niestety nasz drogi kapitan ma ptasie pneumatyczne kości i przestawia go silniejszy podmuch wiatru, a co dopiero 85-kilogramy obrońca. Haaland czy nawet Tigges (o którym za chwilę) taką dobitką zdmuchnęliby bramkę razem z Ortegą. Marco niestety znów włączył tryb żeńska siatkówka.
Malen? Nie licząc Kobela, który zszedł w przerwie z powodu na szczęście niegroźnego urazu, jako pierwszy plac gry opuszcza najdroższy letni zakup. I nie ma w tym nic dziwnego, bo jego występ po raz kolejny jest gorzej niż słaby. Donny przeżywa po transferze coś na kształt szoku kulturowego: oto nagle okazało się, że są na świecie obrońcy, którym nie potrafi uciec. Co więcej, okazuje się, że tacy grają we wszystkich klubach Bundesligi i chłopak nie wie, jak sobie z tym poradzić. Widać, że coś tam próbuje, nie jest bierny. Zastawia się, drybluje, nawet karnego za faul na nim mieliśmy, ale to ciągle nie to. A możliwości ma ogromne. Przypomnijmy sobie jego gola ze Sportingiem, jak na razie jedynego w barwach BVB. Dawno nie widziałem tak wrednego, inteligentnego wykończenia akcji. Zostaje wierzyć, że i z tej beli materiału Rose coś nam wykroi? Inna sprawa, że w tej chwili nie mamy dla niego alternatywy, bo jego zmiennikiem był wracający po kontuzji (a jakże!) typowy ?defensywny napastnik? Tigges. Nie no, serio, jeśli on kiedyś strzeli gola w BL, kibice powinni mu zgotować fetę jak fani Evertonu Tony?emu Hibbertowi (?When Hibbo scores we riot?). No, może nie aż taką, ale jednak?
Pozostając w temacie zmian, to te dokonane w 76 min. znakomicie świadczą na korzyść trenera. Zdejmuje Cana i Brandta, czym oszczędza ich siły i zdrowiem, wprowadzając zawodników przynajmniej w teorii (znowu) mających zapewnić utrzymanie dotychczasowej jakości. W teorii, bo w praktyce chwilę po wejściu Reinier traci piłkę, a Witsel musi faulować, żeby skasować kontrę. Jednak jest jak jest i nikogo ciekawszego na ławce nie było. W shoutboksie niektórzy domagali się wejścia Knauffa. Może dobrze, że nie wszedł, to chociaż nikogo nie rozczarował?
Wreszcie bramki. Każdym z trzech zdobytych wczoraj goli można się było trochę podelektować. Rzut karny mieliśmy po dość zabawnej sytuacji. Obrońca Arminii sfaulował w sumie dwóch naszych graczy. Gdy piłkę na wapnie ustawił sobie Can, byłem trochę zaskoczony, spodziewałem się Reusa, ale pewność, z jaką oddał strzał była imponująca. Oby tak częściej. Tak samo można skwitować strzał Hummelsa. Było w nim tyleż klasy, co fartu, ale kto powiedział, że posiadanie szczęścia to coś złego? Takie uderzenie ?siada? raz na sto prób, a obrońcom pewnie jeszcze rzadziej. Nic tylko się cieszyć, że miało to miejsce w dość trudnym dla klubu momencie. I Bellingham! Nie ma znaczenia, że przeciwnikiem była Arminia, a nie ktoś wyżej notowany. Spokój, pewność, panowanie nad piłką, wykończenie. Klasa kosmiczna. Musi tylko poprawić rozegranie i? nowy pracodawca może liczyć z nim składzie na trofea? No i oczywiście świecka tradycja BVB, czyli brak czystego konta. Hummels faulował tak bezmyślnie, że honorowego gola dla gospodarzy można śmiało zaliczyć do całego wielkiego i stale powiększającego się pęczka samobójów drugiego stopnia. Wimmer ograł go jak oldboja na orliku.
Kiedy nie da się grać prezentując dobry styl, trzeba się skoncentrować na tym, żeby gra była przynajmniej efektywna. A jak nękają cię plaga kontuzji, nietrafione transfery i kunktatorski zarząd, który swoją nieudolność maskuje pandemią, a mimo to wchodząc w drugą ćwiartkę sezonu realizacja celu minimalno-maksymalnego nie jest zagrożona, to najtrafniejszą radą, jaką możesz dostać od życzliwych ci osób jest ?nie spieprz tego?. Dlatego też, kochana Borussio, szanowny Panie Trenerze, apeluję ? nie schrzańcie meczu z Kolonią. A potem następnego. I jeszcze kolejnego?