IV zlot Fanclubu Polnische Borussen odbył się ponad dwa tygodnie temu, a dokładnie w dniach 15-18 lipca.
Niedawny zlot dla wielu osób był pierwszym zlotem, od kiedy należą do Polnische Borussen. Narodził się zatem pomysł, by chętni debiutanci podzielili się swoimi wrażeniami po premierowym spotkaniu. Taką chęć wyrazili Adrian i Filip. Zapraszamy do przeczytania ich relacji, w których podzielili się swoimi doświadczeniami ze zlotu. Relacje te zostały napisane w subiektywnej formie, dlatego są ciekawym uzupełnieniem ogólnej relacji, która na stronie pojawiła się niedługo po zakończeniu zlotu.
Relacja Adriana
Był 15 lipca 2021, to wtedy rozpoczął się w moim kibicowskim życiu nowy rozdział. Znalazłem się wówczas w pociągu Kolei Śląskich jadącym w kierunku Czechowic - Dziedzic, w których miał odbyć się IV zlot kibiców Polnische Borussen. Mimo krótkiego czasu jaki został na przygotowania, wszystko wypadło perfekcyjnie i było dopięte na ostatni guzik, za co serdeczne podziękowania dla organizatorów zlotu, natomiast teraz chciałbym przejść do moich odczuć, jakie towarzyszyły mi na zlocie i podzielić się swoimi spostrzeżeniami. Zapraszam do lektury.
Wszystko zaczęło się dość niespodziewanie, kiedy pod koniec maja Mila wrzucił na forum informacje, że dyrektor Akademii Łukasza Piszczka w Goczałkowicach pan Michał Zioło jest zainteresowany rozegraniem meczu trenerzy Akademii vs drużyna PB i naszego uczestnictwa w odbywającym się wówczas Kampusie BVB w dniach 15-18 lipca 2021. Jako że czasu było niewiele, stąd dość szybko utworzono listę chętnych, dlatego czym prędzej się wpisałem.
Dla mnie osobiście był to pierwszy zlot, mimo że w fanklubie jestem od 2017 roku i dwie podjęte wcześniej próby spotkania zakończyły się niepowodzeniem (w Międzywodziu pokonały mnie problemy natury logistyczno-organizacyjnej, natomiast w zeszłym roku pandemia Covid - 19 skutecznie storpedowała jakiekolwiek plany realizacji spotkania) stąd czułem ogromne napięcie towarzyszące mi przed spotkaniem osób, które dotychczas znałem tylko z rozmów na fanklubowej grupie.
Czas szybko zleciał i nadszedł długo oczekiwany dzień. Jako że do wyjazdu przygotowałem się tydzień wcześniej, pakując najpotrzebniejsze rzeczy, to pozostała tylko ostatnia formalność, jaką był wyjazd na sam zlot.
No nic. W końcu znalazłem się we wspomnianym pociągu i po 1h i 40 minutach dojechałem do Katowic, gdzie w wyniku małego zamieszania, jakie miałem przy przesiadce, zgubiłem okulary przeciwsłoneczne z fanshopu BVB, jednak udało mi się zdążyć w ostatniej chwili na pociąg do Czechowic - Dziedzic i teraz tylko pozostało udać się na miejsce zbiórki. Tym razem podróż trwała dużo krócej i po 40 minutach i 30 złotych wydanych na taksówkę znalazłem się w AHotelu.
Po dotarciu na miejsce spotkałem pana Wiesława, z którym dzieliłem trzyosobowy pokój i dowiedziałem się, że inni członkowie PB już przybyli na miejsce i są w hotelowej restauracji. Powiedziałem, że wkrótce do nich dołączę, ale przedtem postanowiłem odpocząć po dwugodzinnej podróży i trochę się odświeżyć.
Reszta dnia upłynęła na rozmowach z nowo poznanymi osobami z fanklubu i odebraniu od Julii i Pauli plakietki z imieniem i nickiem z forum, która miała być swojego rodzaju przepustką do wstępu na teren Akademii w dniu następnym, na koniec udałem się jeszcze do Pepe celem odebrania paczki z fanshopu, którą zamówiłem przy okazji majowego zwycięstwa w finale Pokalu.
Piątek był najważniejszym dniem w harmonogramie zlotu. Jednak do spotkania z Łukaszem Piszczkiem mieliśmy jeszcze sporo czasu, więc czas spędziliśmy na wspólnych rozmowach i snuciu planów, że kiedy pandemia w końcu minie to udamy się na Westfalenstadion większą grupą obejrzeć mecz naszego zespołu. Pozostaje być dobrej myśli i mieć nadzieje, że nastąpi to już wkrótce.
W końcu o 14-tej nadeszła przysłowiowa "godzina zero" i cały fanklub Polnische Borussen niczym zwarty odział wyruszył do Goczałkowic-Zdroju. Część osób, która przybyła na zlot własnymi samochodami, zaproponowała pozostałym transport do Akademii, co znacząco usprawniło i przyśpieszyło podróż z jednego punktu do drugiego. Z mojej strony specjalne podziękowania dla Jasia i jego żony za wspomnianą możliwość.
Po przybyciu na miejsce, gdzie akurat odbywał się Camp Piłkarski BVB EVONIK Fußballakademie dla młodych adeptów futbolu, Fanklub Polnische Borussen postanowił zrobić młodym zawodnikom niespodziankę i wziął udział w uroczystym zakończeniu zmagań najmłodszych piłkarzy. Z kolei część osób udała się na zwiedzanie budynków Akademii, w tym słynnego korytarza z licznymi koszulkami piłkarskimi wiszącymi na ścianach, które Łukasz Piszczek kolekcjonował przez całą karierę.
Wkrótce na teren Akademii wjechał luksusowy samochód z dortmundzką rejestracją. Drzwi auta otworzyły się, a oczom zgromadzonych ukazał się wspomniany Piszczu.
Tymczasem na godzinę 16:00 zaplanowany był mecz towarzyski między reprezentacją Polnische Borussen a trenerami Akademii BVB. Spotkanie rozpoczęło się ze sporym opóźnieniem, na dodatek gospodarzom brakowało osób do gry. Z pomocą przyszli Polnische Borussen, którzy na ten mecz wypożyczyli trenerom swojego zawodnika.
Przed samym meczem trener drużyny Polnische Borussen Paweł, znany w fanklubie jako Donpedro, wygłosił charyzmatyczną niczym Jürgen Klopp z najlepszych lat w BVB przemowę, która miała zmobilizować naszą drużynę do walki, jednak zastrzegł, że liczy się przede wszystkim gra fair-play i dobra zabawa. Ostatecznie mecz wygrała drużyna trenerów Akademii strzelając trzy bramki, ale przed końcem naszej drużynie udało się zdobyć bramkę honorową co pokazało, że dysponuje ona ogromnym potencjałem i może walczyć z najlepszymi bez obawy o końcowy wynik, co może zaprocentować już we wrześniowych mistrzostwach fanklubów drużyn zagranicznych w Krakowie.
Kiedy piłkarze rywalizowali na murawie, obok boiska pojawił się Łukasz Piszczek i był to kulminacyjny punkt spotkania. Każdy miał telefony i koszulki, by tylko zrobić sobie zdjęcie z legendą BVB, czy otrzymać autograf. W czasie przerwy meczowej nastąpił gwóźdź programu i nadarzyła się okazja, by podziękować Łukaszowi za 11 lat spędzonych w Borussii. Piszczu otrzymał piękny obraz oraz oryginalny wiersz zapisany na żółtej kartce oprawionej w ramkę. Sam były już zawodnik BVB był wyraźnie zaskoczony prezentem i mimo napiętego grafiku postanowił poświęcić nam 10 minut swojego czasu, odpowiadając na ciekawsze pytania, i chętnie zostałby z nami dłużej, jednak obowiązki w postaci nadchodzącego treningu i późniejszego wywiadu dla jednej ze stacji telewizyjnych sprawiły, że wkrótce główny bohater dnia pożegnał się z nami, a następnie zniknął za drzwiami klubowego budynku.
Po meczu i spotkaniu z Piszczem został powrót do Ahotelu, gdzie czekała kolejna niespodzianka przygotowana przez Julię, ale o tym za chwilę, gdyż do ostatniego momentu była to ścisła tajemnica, o której wiedziały tylko osoby wtajemniczone. Mianowicie Julia wyszła z inicjatywą wręczenia upominków osobom najbardziej zaangażowanym w sprawy fanklubowe, co oczywiście zostało jednogłośnie przyjęte jeszcze przed samym zlotem. Natomiast nie wiedziały o tym osoby, które miały upominki otrzymać, zatem trudno było ukryć im pozytywne zaskoczenie i łzy wzruszenia w niektórych przypadkach, gdy wyczytywano ich imiona i wręczano podarunki. Następnie miał miejsce quiz przygotowany przez Paulę i był to konkurs wiedzy o Borussii Dortmund. Tutaj bezkonkurencyjny okazał się Krzysiek (Zizu) i bez większych problemów zajął 1 miejsce. W międzyczasie odbył się turniej Fifa, gdzie zwycięzcą okazał się drugi z moich współlokatorów Paweł (Seroo). Na zakończenie dnia każdy uczestnik zlotu otrzymał fanclubowe pamiątki – torbę, podkładkę pod mysz oraz, w zależności od wieku, śpiewnik przyśpiewek bądź kolorowankę. Po wszystkim pozostało tylko udać się do pokojów i oczekiwać na kolejny dzień.
W sobotę rano grafik był również bardzo napięty. Po śniadaniu Polnische Borussen podzielili się na 4 grupy. Dla pierwszej z nich zlot dobiegał już niestety końca, musieli się więc pożegnać z przyjaciółmi i udać w drogę do domu pełni nadziei na rychłe ponowne spotkanie. Druga grupa udała się na zwiedzanie lokalnego browaru. Trzecia ponownie udała się odwiedzić Akademie aby na żywo śledzić sparing LKS Goczałkowice-Zdrój i raz jeszcze osobiście spotkać legendę BVB, by zdobyć autografy lub pamiątkowe zdjęcie.
Sam znalazłem się w czwartej grupie, której celem było miasto Oświęcim, aby zwiedzić dawny obóz koncentracyjny, a obecnie muzeum Auschwitz-Birkenau. Sama wycieczka trwała około 4 godzin. Obóz Auschwitz Birkenau, służący zarówno eksterminacji, jak i pracy przymusowej, był największym ze stworzonych przez niemiecki reżim hitlerowski kompleksów obozów koncentracyjnych. Miejsce to jest dla całego rodzaju ludzkiego centralnym miejscem pamięci o Zagładzie, polityce rasizmu i barbarzyństwie; to miejsce naszej zbiorowej pamięci o mrocznym rozdziale w historii ludzkości, miejsce, w którym pamięć przekazywana jest młodszym pokoleniom, oraz miejsce stanowiące znak ostrzegający przed wieloma zagrożeniami i tragicznymi konsekwencjami wynikającymi z radykalnych ideologii i odmowy prawa do godności ludzkiej. Natomiast dla wszystkich uczestników tego wyjścia było ono trudnym, ale również ważnym i wartościowym przeżyciem, z którym mierzyli się jeszcze po powrocie do hotelu.
Niestety wszystko co dobre szybko ma swój koniec i już koło 19-tej rozpoczęła się pożegnalna kolacja i pojawiły się również pierwsze podsumowania zlotu. Chcieliśmy też nagrodzić trudy obsłudze Ahotelu, stąd inicjatywa "wspólnej puszki" oklejonej vlepkami PB, do której każdy uczestnik mógł w formie napiwku wrzucić dowolną sumę pieniędzy. Kiedy już udało się zapełnić prezent, Mila poprosił panie z obsługi celem przekazania prezentu obsłudze. Panie były ogromnie zaskoczone i jednocześnie bardzo szczęśliwe z podarku, jaki od nas otrzymały za 3 dni w których dbały, by niczego nam nie brakowało. Następnie odbył się grill i rozmowy, które ciągnęły się praktycznie przez całą a na drugi dzień.. no właśnie.
Paula i Filip napisali w oficjalnej relacji ,że "W dni takie jak ten chce się, aby trwały bez końca – śpiewała grupa Die Toten Hosen w jednej ze swoich najbardziej znanych piosenek. Te linijki mogłyby właściwie zostać mottem czterodniowego zlotu Fanclubu Polnische Borussen w Goczałkowicach-Zdroju" w zupełności się z nimi zgadzam. Najgorsze są dni, kiedy trzeba się rozstać, a takim była niewątpliwie niedziela. Wówczas nastąpił ostatni moment zlotu, czyli pożegnania. Każdy odjeżdżał w kierunku domu i z minuty na minutę liczba uczestników zlotu malała. Dzięki uprzejmości Damiana (Kasku) i Pawła (Donpedro), którzy znaleźli dla mnie miejsce w samochodzie, udało się dość szybko dotrzeć do Katowic, gdzie załapałem się na jadący do Częstochowy pociąg. A potem pozostała tylko podróż do domu, gdzie ostatecznie dobiegła końca moja trwająca 4 dni eskapada.
I na tym kończy się moja relacja ze zlotu. Na zakończenie chciałbym podziękować wszystkim osobom uczestniczącym w zlocie, jak i obsłudze Ahotelu, która doskonale się wywiązała ze swojej pracy.
Specjalne podziękowania dla:
- Łukasza (Jasiu) i jego małżonki Doroty za wspólnie spędzony czas .
- Kuby (Lexy), Moniki i maskotce zlotu, czyli owczarkowi belgijskiemu Hans.
- Damiana (Kasku) i Pawła (Donpedro) - za pomoc przy dojeździe do Katowic
- Bartoszowi (Milii) za czuwanie do końca nad całością zlotu .
- Danielowi (Rasiakowi) - za to, że przejechał 1400 km w obie strony by móc być z nami przez dwa dni.
- Marcinowi i Julii - za pomysł z uhonorowaniem najbardziej zasłużonych osób w w fanklubie.
-Kubie (Kolekcjonerowi), Marcie, Marco, Patrykowi oraz Dominice - za to, że mimo natłoku zajęć znaleźli czas, by chociaż na jeden dzień przyjechać i pobyć z nami
- Filipowi i Remigiuszowi - którzy podobnie jak po raz pierwszy mieli zaszczyt brać udział w fanklubowym zlocie
- Małgosi i Paulinie - za organizacje quizu i organizację upominków dla uczestników.
Pozdrawiam i do zobaczenia na kibicowskim szlaku
Adrian Kot (CzarnoŻółtyKot).
Relacja Filipa
Dołączając do Fanclubu Polnische Borussen na początku 2019 roku moim głównym celem było zdobycie biletu na mecz Borussii, dzięki któremu mógłbym wybrać się w wymarzoną podróż do Dortmundu na Westfalenstadion. Cel ten został zrealizowany kilka miesięcy później, ale teraz nie o tym. Gdy zostałem członkiem Fanclubu dodano mnie do elitarnej grupy na Whatsappie. I wtedy dosyć szybko zrozumiałem, że członkostwo w stowarzyszeniu to coś znacznie więcej niż tylko zwiększone szanse na zakup biletu (ciekawą zaletą są również zniżki w Fan Shopie, ale teraz też nie o tym). Wracając do sedna sprawy, słusznie spostrzegłem, że Polnische Borussen to przede wszystkim niesamowici ludzie, których łączy miłość do Borussii Dortmund i pasja do piłki nożnej.
Mimo ponad dwuletniego stażu w Fanclubie dopiero w tym roku miałem możliwość po raz pierwszy uczestniczyć w zlocie. Podczas wspomnianej wizyty w Dortmundzie w sierpniu 2019 roku poznałem kilka osób z Fanclubu, z kilkoma osobami prowadziłem od czasu do czasu rozmowy na Whatsappie, czy to prywatnie, czy w grupie. Jednak dopiero zlot okazał się wyjątkową szansą do spotkania wszystkich tych, których wcześniej znałem głównie ze wspomnianej aplikacji.
Planowałem, że spakuję się na zlot wystarczająco wcześnie, by się nie spieszyć. „Wystarczająco wcześnie” okazało się w środę wieczorem, czyli kilkanaście godzin przed wyjazdem. Nie wiedziałem za bardzo co, ani w co spakować, ale wyjąłem z szafy największy plecak (bo wolę plecak od walizki) i schowałem wszystko to, co uznałem za konieczne. Nie mogło oczywiście zabraknąć klubowych i fanclubowych elementów garderoby. W końcu upchałem wszystko w plecaku i poszedłem spać, choć przez ekscytację zbliżającym się spotkaniem zaśnięcie zajęło mi trochę czasu.
W czwartek rano pobudkę miałem zagwarantowaną dzięki budzikowi i wiertarce sąsiada. Po śniadaniu wziąłem wszystko, co miałem wziąć i udałem się na dworzec. Wsiadłem do pociągu TLK i po nieco ponad dwóch godzinach byłem w Katowicach, gdzie przesiadłem się w pociąg Kolei Śląskich. Po kolejnych 40 minutach byłem już w Goczałkowicach-Zdroju. Idąc do hotelu, przeszedłem obok Akademii BVB im. Łukasza Piszczka, co sprawiło mi radość. Po kolejnych 20-30 minutach byłem już w Ahotelu, gdzie powitała mnie grupka fanclubowiczów z Milą na czele. Wkrótce znalazłem się w hotelu, gdzie przywitał mnie współlokator Rasiak. Po wygraniu walki z prądem i wifi Rasiak postanowił odpocząć po długiej podróży, a ja poszedłem do Biedronki. Miałem kupić tylko kilka drobiazgów, a skończyło się na ośmiokilogramowych zakupach, których nie wytrzymała moja reklamówka, przez co droga powrotna do hotelu wyglądała dość komicznie. Na szczęście przed hotelem znów znajdował się Mila, który pomógł mi wnieść zakupy do pokoju. Gdy większość osób jadła kolację w hotelowej restauracji, ja wcinałem smakołyki z KFC. Po posiłku dołączyłem do reszty, gdzie zapoznałem się z kolejnymi osobami. Rozmowy o BVB i nie tylko trwały do godziny 23. W międzyczasie poznałem drugiego współlokatora – Mario.
Piątek rozpoczął się od śniadania, a po nim trzeba było jakoś zabić czas. W tym celu razem z Adrianem i Rasiakiem poszliśmy na spacer na pobliskie pola, aby sprawdzić, czy do Goczałkowic prowadzi jakiś przyzwoity skrót, ale takowego nie znaleźliśmy. Z czasem na zlot przybywały kolejne osoby.
W końcu nadeszło popołudnie i wszyscy udali się do Akademii (dziękuję Pawłowi Seroo za podwózkę). W Akademii z Pawłem i Rasiakiem byliśmy jednymi z pierwszych. Zaraz po przekroczeniu bramy wykrzyknąłem głośne „BVB”, ale nikt mi nie odpowiedział, tylko niektórzy dziwnie się spojrzeli. Potem zwiedziliśmy budynek Akademii, a dokładniej korytarz z koszulkami. Później odbyła się odprawa przed meczem z trenerami Akademii, którą poprowadził trener Paweł Donpedro. Potem udaliśmy się na boisko, gdzie kończył się Camp piłkarski dla dzieci. Nad teren Akademii zbliżała się burza, ale rozmyśliła się i sobie poszła w siną dal. Następnie na teren Akademii wjechał Łukasz Piszczek, który szybko schował się w budynku. W międzyczasie rozpoczęły się przygotowania do meczu, w którym miałem zaliczyć kilka minut. Gdy mecz już się rozpoczął, obok boiska pojawił się Piszczu. Dobrze, że jestem za słaby na pierwszy skład, bo dzięki temu mogłem mieć zdjęcie z legendą BVB, które wykonał Adrian, za co jeszcze raz bardzo mu dziękuję. Stwierdziłem, że nie mogę zmarnować takiej okazji, dlatego wziąłem klucz od szatni i pobiegłem po koszulkę z 26 i nazwiskiem Piszczek na plecach. Poprosiłem Łukasza o autograf, a ten z chęcią podpisał moją koszulkę, co bardzo mnie ucieszyło. W przerwie meczu wszyscy zgromadziliśmy się na boisku Akademii i podziękowaliśmy Piszczkowi za 11 lat spędzonych w Borussii. W drugiej połowie spotkania otrzymałem swoje 5 minut (dosłownie i w przenośni). Od początku mówiłem, że nie jestem wirtuozem futbolu, ale próbowałem dać z siebie jak najwięcej, choć upał i niedawne szczepienie próbowały mi przeszkodzić. Mecz przegraliśmy 1:3, ale najważniejsza była dobra zabawa i fair-play, które cechowało obie drużyny.
Po prysznicu wróciliśmy do hotelu. Standardowo nie mogłem sobie odmówić wizyty w KFC. Potem wszyscy zgromadziliśmy się w restauracyjnym ogródku, gdzie najpierw nagrodzone zostały osoby najbardziej zaangażowane w życie Fanclubu, a po 22 odbył się quiz wiedzy o BVB. Otrzymaliśmy również fanclubowe pamiątki. Po quizie razem z Paulą i Gosią zasiadłem w komisji liczącej punkty. Po emocjonującym dniu mój mózg nie funkcjonował najlepiej, ale jakoś sobie poradziłem. Przy ogłaszaniu wyników okazało się, że zająłem drugie miejsce, co jeszcze bardziej poprawiło mój i tak świetny humor. Potem nadszedł turniej w grę FIFA 21. Moim rywalem w pierwszej rundzie był współlokator Mario, który po pięknej bramce Juliana Brandta pokonał mnie 1:0. Odpadłem tym samym z turnieju, ale atmosfera wokół konsoli była tak miła, że nie zamierzałem szybko iść spać. Przy okazji Mario próbował uczyć mnie matematyki, a dokładniej geometrii, ale nie mogliśmy za bardzo dojść do porozumienia. Turniej skończył się po 3 w nocy, po czym poszedłem spać. W nocy któryś z moich współlokatorów (w piątek zaszła zmiana w personaliach i w moim pokoju Rasiaka zastąpił Kiszot) nie wyciszył telefonu, przez co co jakiś czas słychać było przychodzące powiadomienia w postaci rechoczących żab, ale było to całkiem spoko i nie przeszkadzało mi.
W sobotę zlot dobiegał dla mnie końca. Po śniadaniu wziąłem plecak i fanclubową torbę (dobrze, że dostaliśmy te torby, bo jak zawsze miałem problem przy spakowaniu wszystkiego z powrotem) i pożegnałem się z osobami, które akurat przebywały w pobliżu hotelu. W drodze na stację kolejową czułem się bardzo dziwnie. Z jednej strony byłem szczęśliwy, że przeżyłem tak wyjątkowe chwile ze wspaniałymi ludźmi, ale z drugiej byłem smutny, że zlot już się skończył. Wieloletnie kibicowanie Borussii nauczyło mnie, przynajmniej częściowo, kontrolować emocje, dlatego powstrzymałem się od łez, choć było blisko. Po drodze jeszcze raz przeszedłem koło Akademii, gdzie akurat trwała rozgrzewka piłkarzy LKS-u Goczałkowice-Zdrój przed meczem towarzyskim. Popatrzyłem chwilę na Łukasza Piszczka i poszedłem dalej. Przed przyjazdem pociągu uszykowałem sobie dokładną co do grosza kwotę potrzebną na bilet, ale właśnie grosz upadł mi i gdzieś poleciał, ale znalazłem drugi, dzięki czemu pani konduktor nie musiała bawić się w wydawanie mi reszty, gdybym musiał zapłacić czymś grubszym. Typowy ja działa spontanicznie, dlatego nie kupowałem wcześniej biletu powrotnego. Po dwóch przesiadkach, podczas których musiałem w ekspresowym tempie kupować kolejne bilety, dotarłem do domu. Udało mi się nawet zdążyć na sparing BVB z Bochum, choć gra Borussen nie mogła się podobać.
Jeśli chodzi o relację, to to by było na tyle. Jeśli ktoś przeczytał całość – gratuluję wytrwałości. Na koniec chciałbym pokusić się jeszcze o kilka słów dotyczących nie tylko zlotu, ale również całego Fanclubu. Zafascynował mnie ten zlot nie tylko spotkaniem jako takim, czy wizytą w Akademii, ale przede wszystkim panującą na nim atmosferą. Podczas tych trzech dni większość osób widziałem pierwszy raz w życiu, a mimo tego czułem się lepiej niż na rodzinnych spotkaniach. Do każdej osoby mogłem podejść i o coś zapytać, bez obawy, że coś pójdzie nie tak. Doszedłem też do wniosku, że podczas zlotu żadnego znaczenia nie ma to, ile ma się lat, gdzie się mieszka, czy co się robi na co dzień. Liczy się tylko jedno: miłość do Borussii Dortmund! W czasie zlotu trudy życia codziennego przestają istnieć. Liczy się tylko tu i teraz, a cała reszta jest egal. I jeszcze jedno. Z rozmów z kilkoma osobami wiem, że w drodze powrotnej towarzyszyły im najprawdziwsze, najszczersze łzy (u mnie też niewiele brakowało). To trochę szalone, że spotykają się osoby, które widzą się pierwszy raz, a pożegnanie, czy może bardziej rozstanie, bywa boleśniejsze niż porażka w derbach Zagłębia Ruhry czy w innym ważnym meczu.
Na zakończenie dodam, że moje życie bywa monotonne, ale ten zlot to jedno z najlepszych przeżyć, jakie doświadczyłem, a emocje były podobne do tych, jakie towarzyszyły mi podczas przebywania na Westfalenstadion. Teraz tylko pozostaje liczyć, że Mistrzostwa w Krakowie odbędą się zgodnie z planem i ponownie spotkam się przynajmniej z częścią Polnische Borussen. A nawet jeśli nie teraz, to kiedyś na pewno. Do zobaczenia!
P.S. Jeśli nadal wahasz się nad wstąpieniem do Polnische Borussen, to nie zastanawiaj się, tylko przy najbliższej okazji (czyli w styczniu) wysyłaj deklaracją. Warto, bardzo warto!
Pozdrawiam, Filip