Marwin Hitz już chyba na dobre zagościł w bramce BVB pod wodzą Edina Terzicia. W wywiadzie z magazynem Blick poruszono wiele tematów dotyczących Szwajcara.
Blick: Marwin, jesteś dużym szczęściarzem. Nie dość, że w ciągu ostatnich tygodni po raz trzeci zostałeś ojcem, to jeszcze zająłeś numer 1 w bramce BVB.
Marwin Hitz: – To fakt, naprawdę nie mogę narzekać. Życie prywatne daje mi naprawdę dużo powodów do radości, nie ma nic lepszego niż rodzina. Sytuacja pod względem sportowym jest po prostu efektem mojej nieprzerwanej pracy na przestrzeni wielu lat.
Latem 2018 roku wielu zastanawiało się dlaczego zamieniłeś pewne miejsce w wyjściowej jedenastce w Augsburgu na ławkę rezerwowych w Dortmundzie. Jakie miałeś powody?
– Przeprowadziłem dużą burzę mózgów. Wiedziałem, że albo pójdzie mi świetnie, albo będzie kompletna wtopa. Od początku swojej kariery planowałem, że pewnego dnia zagram w klubie z samego topu. Miałem lekko utrudnione zadanie, ponieważ swój pierwszy mecz w Bundeslidze zagrałem w wieku 25 lat.
Wypędziłeś z bramki Romana Bürkiego. Jak wyglądają wasze relacje?
– Bardzo dobrze, nie ma między nami żadnych problemów. Oczywiście ten, który siedzi na ławce nie ma powodów do zadowolenia. Ja również byłem w takiej sytuacji. W kwestii relacji czysto personalnych jesteśmy bardzo blisko siebie.
Rozumiem, że Roman jest aktualnie wkurzony.
– Zapytajcie go sami (śmiech). Szczerze mówiąc nie odczuwam zmiany względem tego co było wcześniej. Dobrze trenujemy i wspólnie się napędzamy.
Jak sobie radzisz w roli bramkarza „jedynki”?
– Kiedy jesteś zawodnikiem z pola, który normalnie jest zmiennikiem i dobrze trenujesz w ciągu tygodnia, otrzymasz od trenera przykładowo 30 minut w meczu na wykazanie się jako rezerwowy. W przypadku bramkarzy jest inaczej. Często jest tak, że już przed pierwszym dniem przygotowań wiesz, że jesteś numerem 1 czy 2. Cieszę się, że w Dortmundzie o grze decyduje aktualna forma. Każdy może z dnia na dzień zmienić swoje położenie.
Media spekulują, że klub dokona latem zmiany na twojej pozycji. Jak się z tym czujesz?
– Fajnie jest, że wielu bramkarz zgłasza chęć gry dla Borussii Dortmund. To znak, że jestem we właściwym miejscu. Muszę cały czas trzymać wysoki poziom.
Ostatnio wybudowałeś dom w mieście Freidorf, wkrótce będziesz obchodzić 34. urodziny. Wielu myślało, że to już czas na powrót do ojczyzny.
– Tak, dom już jest gotowy do zamieszkania. Powrót do Szwajcarii byłby wyjątkowy, ale teraz liczy się to, że przede mną dwa lata kontraktu z Dortmundu. Jak mój kontrakt będzie dobiegał do końca, zastanowię się, czy to nie będzie odpowiedni moment, żeby odwiesić buty na kołek.
Podobno byłeś jednym ze stałych bywalców piekiełka na stadionie Espenmoos (St. Gallen).
– Owszem, to prawda. Tak, jak mówiłem wcześniej - jeśli sprawy potoczą się po myśli, chciałbym jeszcze kiedyś zagrać w Szwajcarii. Gra w ojczyźnie byłaby miłym doświadczeniem.
Czy to prawda, że skauci zauważyli cię już w wieku 9 lat w trakcie jednego z miejscowych turniejów?
– Zgadza się, to było w 1996 roku w okolicach mojego rodzinnego miasta. Zauważył mnie jeden z trenerów, od razu porozmawiał z moimi rodzicami. Niedługo po tym poszedłem na testy w klubie St. Gallen i dołączyłem do jednej z młodzieżówek.
Przez długi czas byłeś zaledwie numerem 2 w drugoligowych Yverdon i Winterthur. Kiedyś nawet wspominałeś ironicznie, że twoi koledzy po fachu z tamtych drużyn “musieli nosić swoje brzuchy”.
– To był trudny czas. Słabo mówiłem po francusku i czułem się osamotniony. To też była całkiem niezła lekcja. Cieszę się, że nie uległem złej atmosferze i zostałem przy futbolu.
Miałeś jakiś plan B?
– Oczywiście, że przez moją głowę przechodziły myśli, żeby zakończyć karierę. Przez całe życie naprawdę ciężko pracuję, wiele poświęcam piłce. Tamten okres był bardzo trudny, ponieważ nie widziałem żadnych postępów. Poza futbolem, byłem gotowy do pracy w funduszu kompensacyjnym AHV, więc pomyślałem, aby swoją karierę zawodową poprowadzić właśnie w tym kierunku. Kiedy byłem jeszcze w Winterthur, w 2008 roku, powiedziałem sobie, że daję sobie ostatni sezon. Z nieba spadła mi szansa na pójście do Wolfsburga, aby spróbować swoich sił pod okiem Felixa Magatha. Początkowo miałem być numerem 3, ale kontuzje Diego Benaglio i Andre Lenza sprawiły, że nagle zostałem zawodnikiem podstawowej jedenastki.
Przykładem twojego samozaparcia jest między innymi to, że parę lat temu nie było cię w domu na Boże Narodzenie. Chodzą również słuchy, że miesiąc miodowy poświęciłeś na powrót do zdrowia. Musisz mieć bardzo tolerancyjną żonę…
– Dokładnie, jestem wielkim szczęściarzem. Oczywiście profesjonalni piłkarze mają wiele przywilejów, ale mój przykład idealnie pokazuje to, że wyrzeczeń jest zdecydowanie więcej - szczególnie kiedy mowa o rodzinie.
Dlaczego zrezygnowałeś z gry w kadrze?
– Przed mundialem w 2018 roku przechodestem wielkim szczęściarzemziłem do Dortmundu, a w reprezentacji byłem numerem 3. Musiałem wybrać. Albo jechać na kilkutygodniowy okres przygotowawczy z wiedzą, że i tak nawet nie powącham boiska, albo zostać w domu, spędzić trochę czasu z rodziną i normalnie zorganizować przeprowadzkę, nową opiekunkę dla dzieci, nowe mieszkanie i tak dalej. Przenosiliśmy się z miejsca, w którym czuliśmy się w 100% komfortowo. Po prostu wybrałem rodzinę. Z perspektywy czasu była to słuszna decyzja, na pewno jej nie żałuję.
We wtorek zmierzycie się z Manchesterem City w ramach ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Patrząc realistycznie, jesteście zdecydowanie outsiderami, nieprawdaż?
– Tak, nie musimy się tego wstydzić. Nasza drużyna jest niesamowicie silna w ofensywie, jesteśmy bardzo szybcy, więc jestem pewien, że sprawimy wiele problemów Manchesterowi.
Czego oczekujesz po tym meczu?
– Manchester City na pewno będzie miał duże posiadanie piłki. Musimy znaleźć dobre połączenie między odwagą a solidną obroną.
Czy wasz styl gry zmienił się pod wodzą Edina Terzicia?
– Tak, treningi również. Każdy trener ma swoją własną filozofię. Teraz zdecydowanie częściej dostosowujemy taktykę pod przeciwnika. To jest główna zmiana.
Jak z twojej perspektywy wyglądało zwolnienie Luciena Favra?
– Jeśli pracujesz z kimś przez tak długi czas, w takich chwilach zawsze czujesz rozczarowanie. Zwolnienie trenera powinno być znakiem, że my, piłkarze, także mocno zawiniliśmy.