Jude Bellingham nie lubi marnować czasu.
Kiedy miał 14 lat, grał już parę kategorii wyżej, niż mówi jego wiek. Dwanaście miesięcy później, został przeniesiony w Birmingham U23. We wrześniu 2019 roku, mając 16 lat i 38 dni, otrzymał nagrodę zawodnika meczu w wygranym 3:0 spotkaniu z Portsmouth, będąc tym samym najmłodszym zawodnikiem, który kiedykolwiek grał w rozgrywkach brytyjskiego Pucharu Ligi - przebijając Trevora Francisa, który ustanowił ten rekord jeszcze w latach siedemdziesiątych.
Parę tygodni później został najmłodszym strzelcem w historii The Blues. Ta bramka miała podwójne znaczenie, ponieważ dała ona zwycięstwo 2:1 nad Stoke City. Jeśli kiedykolwiek istniały jakieś podręczniki mówiące o wchodzeniu młodego piłkarza do seniorskiego futbolu, powinny zostać przepisane.
– Wewnątrz siebie czułem, że chcę coś udowodnić – powiedział Bellingham w rozmowie z magazynem FourFourTwo.
W trakcie następnych 14 miesięcy, ewoluował na czołowego piłkarza w klubie, w którym się wychowywał - właśnie w tym czasie większość jego rówieśników przygotowywało się do zdania prawa jazdy - aby wyjść na murawę w meczu Ligi Mistrzów i być najmłodszym angielskim zawodnikiem, który kiedykolwiek zagrał w fazie pucharowej tych rozgrywek. Bellingham jest jednak trochę inny niż typowi nastolatkowie.
Jest zrelaksowany i elokwentny, nawet mówiąc nie brzmi jak 17-latek, pomimo przeprowadzki do innego kraju… Może przejdźmy do tego tematu.
– Nie byłem zdenerwowany. Czułem, że to jest to, czego pragnę, szansa, którą wypracowałem sobie na przestrzeni całego swojego życia. W każdym meczu i na każdym treningu. Gdybym był zestresowany, istniałaby duża szansa, że bym coś zepsuł, więc postanowiłem chwycić tę okazję obiema dłońmi.
I właśnie w taki oto sposób Bellingham dotarł do Dortmundu!.
Angielskie dzieciaki w niemieckim Zagłębiu Ruhry
Najwyraźniej Bellingham miał powody do pośpiechu. W trakcie sezonu 19/20, zdominowanego przez pandemię, młody box-to-box był lekarstwem dla cierpiących z powodu zamkniętych stadionów kibiców Birmingham, jak i kolejnym trudnym do zgryzienia orzechem dla topowych europejskich skautów.
Prawdę mówiąc, rozmowy z Dortmundem przebiegły błyskawicznie. Kwota wysokości 25 milionów euro, chociaż piorunująco wysoka jak na transfer 17-latka, pasowała każdej ze stron. Jako znak rozpoznawczy tego zawodnika, Birmingham zdecydowało się zastrzec numer 22. Chociaż media miały powody do szydery, nikt w otoczeniu klubu nie miał co do tej decyzji wątpliwości.
– Dla mnie - niezależne od tego co myślą ludzie - jest to niesamowity honor. Klub, który kocham, chce żeby mój pobyt został zapamiętany na zawsze. Oczywiście, można powiedzieć, że nie zagrałem zbyt wielu spotkań w seniorskiej piłce, ale nie o to chodzi. Zostałem symbolem, ikoną dla każdego młodego chłopca dorastającego w tym mieście. Ludziom podobało się oglądanie mnie na boisku. Nie wiem, czy naprawdę zasłużyłem na zastrzeżenie numeru, ale to ogromny powód do dumy, dla mnie, jak i dla klubu. Moje odejście było związane z wielkim zyskiem, więc nie dziwię się, że to było aż tak ważne wydarzenie.
W czerwcu, Bellingham wylądował w Niemczech. Zaczął kolejny etap swojej kariery. Aktualnie określa siebie jako “pewnego siebie gościa”, tym samym przyznając, że podczas pierwszych treningów oniemiał z wrażenia.
– Nie do opisania. To była sytuacja w stylu: ‘O Boże, tu stoi Mats Hummels, mistrz świata. W piłce nożnej osiągnął praktycznie wszystko. O, a tam jest Jadon Sancho i Marco Reus’. Wiecie o co chodzi, to prawdziwe ikony futbolu. Kiedy oglądasz ich na boisku widzisz jak oni na siebie wpływają, jak mocno pracują na treningach i jak bardzo są zdeterminowani, aby być z każdym dniem być coraz lepszym. Dla mnie, było to niesamowite. Obudziło to we mnie pragnienie bycia najlepszym.
Nic dziwnego, że Bellingham szczególne naciska przy nazwisku Sancho. Były zawodnik Manchesteru CIty trafił do BVB w sierpniu 2017 roku, a ruch ten w całej Anglii postrzegany był jako “gamechanger” na rynku. Teraz, po trzech pełnych sezonach w Dortmundzie, kolejni i kolejni zawodnicy podążają jego drogą. Bellingham nie ma ani grama wątpliwości co do tego, jak Sancho wpłynął na sytuację młodych zawodników z Wysp.
– Odgrywa ogromną rolę. Jadon jest przykładem dla każdego chłopaka w moim wieku z Anglii. Chcemy grać, ale konkretnie chodzi nam o to, żeby zrobić kolejny krok w kierunku europejskiej elity - szczególnie, jeśli zaznaczyłeś już swoją obecność na pewnym poziomie. Jadon poradził sobie z tym wszystkim idealnie.
Pomimo wpływu Sancho, Bellingham nie kontaktował się z nim przed przyjściem do Dortmundu. Dzisiaj są dobrymi przyjaciółmi.
– Kiedy tu trafiłem, on był jednym z pierwszych, którzy mi pomogli. Pytał się czy rozumiem o co chodzi, czy potrzebuję czegoś. Naprawdę wcale nie musiał tego robić. Równie dobrze mógł dbać tylko o swój własny ogródek. To, że poświęcił na mnie swój czas wolny wiele mówi o jego charakterze.
Styl gry, ubioru i sposób poruszania się po mediach społecznościowych - wszystko to czyni Jadona Sancho wyjątkowym. Czy pojawienie się kolejnego młodego Anglika w Dortmundzie mogło zabrać mu trochę blasku?
– Cóż, może zabrałem mu lekko pole do popisu, czyż nie? (śmiech) Dobroć jaką mi okazał jest nieoceniona, poza tym fajnie mieć w drużynie kolegę z Anglii. Świetnie, że dodatkowo mamy podobne gusta muzyczne i tym podobne.
Gdyby rzeczywistość przybrała innego kształtu, obaj panowie również mogliby być w tym samym klubie, ale nie w Bundeslidze a Premier League. Zeszłego lata, Sancho był w samiuteńkim centrum transferowych spekulacji związanych z Manchesterem United. Dodatkowo Bellingham także miał być kuszony przez Czerwone Diabły, był nawet oprowadzany po ośrodku treningowym. Mimo to, Jude myślał tylko o jednym klubie.
– United ma niesamowitą kadrę, ale myślałem tylko i wyłącznie o zainteresowaniu ze strony Dortmundu. Naprawdę cieszyłem się z tego powodu, ten klub był moim pierwszym wyborem, nie było żadnego rozważania. Liczyła się tylko Borussia Dortmund, właśnie tak to wyglądało. Martwiłem się jedynie o to, żebym mógł znaleźć optymalne miejsce do rozwoju. Z czasem stało się dla mnie jasne, że jeśli będę każdego dnia dawał z siebie wszystko na treningach, pewnego dnia otrzymam swoją szansę.
“Super Sweet 17”
– To było szalone. Nie masz wyboru, żeby kiedyś cofnąć się w czasie, aby ponownie przeżyć swój pierwszy występ w Lidze Mistrzów. Swoją drogą przegraliśmy 3:1, więc raczej nie chciałbym mieć takiej okazji. W czerwcu grałem na poziomie Championship, broniliśmy się rękami i nogami, aby się utrzymać. Już trzy miesiące później wyszedłem w pierwszym składzie na mecz Ligi Mistrzów.
Chociaż Dortmund słynie z wprowadzania młodych zawodników, wejście Bellinghama było szczególnie szybkie. Jako porównanie może posłużyć Sancho, który na dobre zagościł w pierwszej drużynie dopiero podczas swojego drugiego sezonu.
– Oczywiście to był wielki krok naprzód, ale byłem na to gotowy. W zeszłym sezonie zagrałem 44 spotkania, więc moja sytuacja była trochę inna niż Jadona. Przerwa między sezonami była bardzo krótka, ale już podczas niej nie mogłem powstrzymać myśli, że chciałbym jak najszybciej pokazać wszystkim na co mnie stać. Jeśli wychodzisz ze środowiska Birmingham i od razu trafiasz do Dortmundu, musisz momentalnie dorosnąć. Musisz zostawić za sobą przyzwyczajenia, które towarzyszyły ci w dzieciństwie. Bez tego nie dorównasz swoim kolegom z drużyny, a jeśli tego nie zrobisz, będziesz dużym rozczarowaniem. Jeśli mam być w pełni szczery, jestem pewien, że gdybyś zapytał o to moich rodzicach, nadal by odpowiedzieli, że jestem niedojrzały (śmiech).
Rodzina pełni bardzo dużą rolę w życiu Bellinghama. Urodzony w Stourbridge, 13 kilometrów od Birmingham, już w wieku siedmiu lat został przyprowadzony na pierwsze treningi w The Blues.
– Mało kto wysyła swoje dziecko na pierwsze treningi od razu zakładając, że kiedyś będzie zawodowcem. On po prostu dobrze się bawił, to było dla nas najważniejsze – zaznaczyła Denise, mama Jude’a.
Denise Bellingham przeprowadziła się z synem do Niemiec, mieszkają w apartamencie na przedmieściach. Obydwoje uważają, że Dortmund i Birmingham są bardzo do siebie podobne i jako przykład podają to, że ludzie szanują twoją prywatność, nie rzucają się na ciebie, aby za wszelką cenę zrobić zdjęcie. "Mama Bellingham" bardzo pomaga swojemu synowi. Dba o to, żeby zawsze był zrelaksowany, zarówno na boisku, jak i poza nim.
Ojciec Jude’a, Mark, może pochwalić się 20-letnią karierą piłkarza. Do chwili zawieszenia butów na kołek w 2017 roku, Bellingham Senior grał w takich klubach jak między innymi Stourbridge, Halesowen, Bromsgrove, Leamington czy Sutton Coldfield. Podobno zdobył blisko 700 bramek, ale jak śmieje się z niego sam Jude, wszystkie zostały strzelone z obrębu pola karnego.
Mark został na Wyspach i kontynuuje pracę w miejscowej policji. Ponadto pomaga swojemu młodszemu synowi, Jobe’owi, który również robi furorę w młodzieżówkach Birmingham.
– Mój transfer jest naszym pierwszym długoterminowym rozstaniem - 50 procent rodziny poleciało do Niemiec, drugie 50 zostało w Anglii. Myślę, że mój brat pod wieloma względami będzie lepszym zawodnikiem ode mnie. Trudno na ten moment ocenić jego potencjał, ale mogę jedynie dodać, że jego rozwój na przestrzeni ostatnich miesięcy jest gwałtowny. Jestem z niego naprawdę dumny i nie mogę się doczekać kiedy za dwa, może trzy lata zobaczę kolejne efekty jego pracy. Od zawsze razem siebie napędzaliśmy. Nigdy z nim nie konkurowałem, ale kiedy spoglądam na tamte czasy z szerszej perspektywy, nasze życie krążyło wokół tego kto jest lepszy na boisku – wspomina Jude.
Profesjonalny piłkarz czy nie, Bellingham nigdy nie zapomina o nauce. Dużo czasu poświęca nauce nowego języka.
– Z dnia na dzień czuję, że coraz lepiej znam ten język. Mam lekki problem z wymawianiem słów po niemiecku - sposób ich mowy jest dla mnie dziwny, ale rozumiem zdecydowanie więcej. Na szczęście każdy biegle mówi po angielsku. Trener woli niemiecki, ale w szatni zawsze jest ktoś, kto mi pomoże. Teraz kiedy jestem już tu od paru miesięcy, łamię zdania na części po trzy wyrazy i staram się wyłapać o co chodzi trenerowi. Jest dobrze.
Dorastanie pod skrzydłami Axela
Pomimo dostosowania się do nowego otoczenia, Bellingham musiał się także odnaleźć w nowych realiach taktycznych, co tylko rozwinęło jego repertuar.
– Przyszedłem tutaj z 2. ligi angielskiej, gdzie całkiem popularna jest bardzo brutalna gra. Myślę, że tutejszy styl można porównać do szachów. Każdy ruch, każda zmiana, każda formacja jest dostosowana pod to, aby wywołać u przeciwnika określoną reakcję, która da nam okazję do zdobycia bramki. Przebywanie w tym środowisku jeszcze rozwinie moją wiedzę o futbolu. Doświadczyłem brutalnej strony tego sportu i to mnie doprowadziło do miejsca, w którym jestem. Teraz kontynuuję naukę niemieckiego stylu gry.
Do momentu kontuzji w meczu z Lipskiem, Bellingham bardzo często dzielił i rządził w środku pola w parze z Witselem.
– Axel pasowałby do Championship jak ulał. Nigdy mu tego nie mówiłem, bo nie szukam wrogów w drużynie (śmiech).
Witsel, 100-krotny reprezentant Belgii, jest jednym z wielu piłkarzy klasy światowej, których teraz Bellingham może nazywać kolegami.
– Przy całym szacunku do moich kolegów z Birmingham, którzy zawsze byli dla mnie w porządku, przeskok jakościowy był ogromny. Nawet podczas rutynowego treningu. Myślę, że nikt nie ma nic przeciwko temu co powiedziałem. Praca z takimi zawodnikami sprawia, że każdego dnia chcesz się wykazać, grać w bardziej atrakcyjny sposób. Nie dość, że z takimi zawodnikami wokół siebie jest znacznie łatwiejsza, czujesz w sobie ambicje, że musisz dać z siebie jeszcze więcej. Sytuacja idealna.
Sancho i reszta napastników BVB regularnie pojawia się na okładkach światowych magazynów piłkarskich. Zdaniem Bellinghama, w Dortmundzie gra jeden bardzo niedoceniany zawodnik.
– Zawodnikiem, o którym mówi się stosunkowo mało, a prezentuje najwyższy światowy poziom, jest Raphael Guerreiro. Szczerze, chociaż on używa tylko lewej nogi, jego niektóre zagrania - podania, dryblingi - sprawiają, że piłka nożna wygląda prościej. Kręci się, biega wokół wszystkich, jest dosłownie wszędzie - właśnie to mu sprawia radość. Kiedy Jadon jest przy piłce, obrońcy rywali są przerażeni. Niektóre rzeczy jakie on zrobił są naprawdę straszne, a jestem tu dopiero od paru miesięcy.
Sancho może jednak opuścić klub w 2021 roku, ale polityka klubu jest na tyle mądra, że potencjalni następcy znajdują się już w klubie - superstrzelec Haaland, 18-letni Reyna czy 16-letni Moukoko.
– Myślę, że gra z takimi zawodnikami jest łatwiejsza, ponieważ między nami istnieje solidna nić porozumienia. Jesteśmy na tej samej łodzi, w podobnym momencie kariery, ale są chwile, w których dobry balans w drużynie jest nieoceniony. Wspominałem już wcześniej, że młodzi zawodnicy błyszczą, kiedy wszystko idzie po myśli. Bardziej doświadczeni zawodnicy pomagają nam przejść przez te trudniejsze mecze.
Pomimo świetnego startu w BVB, Bellingham ma jeszcze jedną pozycję na odhaczenia na swojej liście - gra przed Żółtą Ścianą.
– Na mecz z Freiburgiem przyszło 11 i półtysiąca kibiców i już było niesamowicie. Było bardzo głośno, nie mogę się doczekać kiedy wyjdę na boisko przy aż 80-tysiącach. Każdy fan piłki nożnej kojarzy Dortmund ze świetnymi kibicami.
Z drugiej strony, im więcej kibiców, tym większa odpowiedzialność. Dortmund jest jednym z najbardziej utytułowanych klubów w Niemczech, tylko w ostatniej dekadzie zdobyli dwa mistrzostwa kraju i dwa Puchary Niemiec. Nie da się ukryć, że z każdym kolejnym mistrzostwem Bayernu Monachium, na Dortmundzie ciąży coraz większa presja.
– Nie ukrywamy tego, że chcemy zdobywać puchary, ale to też nie jest tak, że wokół tego kręci się nasz świat. Koniec końców trofea zdobywane są poprzez dobrej postawie na przestrzeni całego sezonu. Właśnie na tym jesteśmy najbardziej skupieni. Chcemy wygrywać mecz za meczem.
Powołanie Bellinghama do seniorskiej reprezentacji Anglii również przyszło szybciej niż powinno. Młody pomocnik “zyskał” na kontuzji Jamesa Warda-Prowsa. Dzięki temu istnieje całkiem duża szansa, że 17-latek pojedzie na EURO 2020.
– Oczywiście, że reprezentowanie swojej ojczyzny jest marzeniem każdego, ale finalna decyzja należy do selekcjonera. To nie jest dla mnie sprawa niecierpiąca zwłoki. Chcę po prostu kontynuować swoją dobrą grę dla Dortmundu.
– Często można usłyszeć, że zawodnicy zmieniają otoczenie, bo w obecnym czują się źle i właśnie po odejściu z klubu czują się jeszcze gorzej. Ja po prostu chciałbym cieszyć się piłką nożną i szukać elementów, które wymagają poprawy. Futbol nie jest sportem, który uprawiasz na pół etatu. Cały twój świat musi kręcić się wokół piłki nożnej. Niektórzy nie są w stanie się poświęcić, niektórzy każdego dnia dają z siebie wszystko. To właśnie ci drudzy na koniec dnia otrzymają swoją szansę. Tu po prostu chodzi o ciężką pracę z szerokim uśmiechem na ustach.
Łatwo się mówi o takich rzeczach komuś takiemu jak Bellingham. Skoro dzięki temu doszedł tak daleko, jak mógłby twierdzić inaczej?
Żeby jego nastawienie się nie zmieniło i ? nie zawróciły w głowie a będziemy mieli z niego sporo pożytku :)