Marco Reus, aktualny kapitan Borussii Dortmund, wyrasta na prawdziwą legendę klubu z Westfalii. Reprezentant Niemiec udzielił obszernego wywiadu dla portalu Goal, w którym poruszył wiele interesujących kwestii. 30-latek wypowiedział się m.in. na temat Kevina Großkreutza, Maria Götzego, Jürgena Kloppa czy finału Ligi Mistrzów z 2013 roku.
Zapraszamy do lektury:
Goal: Marco, Kevin Großkreutz regularnie bywał ze swoim ojcem na Żółtej Ścianie. Jak wyglądało Twoje pierwsze doświadczenie z Westfalenstadionem?
Marco Reus: - Prawdopodobnie nie było to tak intensywne, jak w przypadku Kevina (śmiech). Kiedy rodzisz się w Dortmundzie, automatycznie stajesz się Czarno-Żółtym. Moi rodzice oraz inni członkowie rodziny zawsze byli kibicami Dortmundu i często chodzili na stadion. Również ja od czasu do czasu uczęszczałem na mecze, jednak nie tak regularnie, jak Kevin.
Dołączyłeś do BVB w 1995 roku z PTSV Dortmund. Jak do tego doszło?
- Nasza rodzina siedziała przy stole podczas niedzielnego śniadania. Mój tata powiedział, że otrzymał kilka ofert z regionu: Dortmund, Bochum, Wattenscheid. Ode mnie zależało, która opcja będzie najlepsza. Jako fan BVB nie miałem kłopotu z podjęciem decyzji.
Jakie są Twoje pierwsze wspomnienia związane z BVB?
- W wieku, w którym wtedy byłem, nie myślisz zbyt dużo. Po prostu cieszysz się aktualną sytuacją. Nadal pamiętam, że przed sezonem otrzymaliśmy torbę ze sprzętem treningowym. To właśnie tego najbardziej nie mogłem się doczekać, ponieważ było to naprawdę fajne. Pomyślałem: profesjonaliści dostają takie same rzeczy. Chociaż wtedy zawodowy futbol był tylko marzeniem na papierze, włożenie na siebie stroju treningowego z herbem Dortmundu było spełnieniem dziecięcego marzenia.
Te ubrania zrobiły z Ciebie gwiazdę podczas zajęć wychowania fizycznego w szkole?
- Będąc szczerym, w czasie zajęć sportowych przeważnie nosiłem koszulkę Tomasa Rosicky?ego. Stając się starszym, starałem się unikać ciągłego noszenia ubrań związanych z BVB.
W ambitnych klubach na zakończenie sezonu mówi się niektórym juniorom, że muszą opuścić klub. Jak sobie z tym radziłeś?
- Każdego roku trener wchodził do szatni, aby powiedzieć nam, jaki jest plan klubu. Byliśmy przerażeni, siedząc na naszych miejscach. Oczywiście rozmawialiśmy wcześniej między sobą, kogo z nas może czekać rychły koniec. Rodzice każdego dziecka musieli oczekiwać na zewnątrz. Dla wszystkich była to krytyczna sytuacja. Jeśli ktoś musiał odejść, rozczarowanie było ogromne. Ogromna była również radość tych, którzy mogli zostać na kolejny rok. Już wtedy realizowałem marzenie o awansie na szczyt, dlatego zawsze miałem nadzieję, że trener polubi mój styl i będzie chciał się ze mną zobaczyć w następnym sezonie.
Jaka była Twoja sportowa rola w wieku 12, 15 lat?
- Wtedy jeszcze grałem (śmiech). Później już tak nie było. Wszystko stało się poważniejsze, a fizyczność zaczęła odgrywać ważną rolę. Rywale urośli szybciej, a ja stałem po mniejszej, delikatniejszej stronie. Musiałem znaleźć rozwiązanie, aby zwrócić na siebie uwagę.
W 2005 przeniosłeś się z BVB do RW Ahlen. Czy mogłeś przewidzieć we wcześniejszych miesiącach, że nie będziesz mógł kontynuować gry w Dortmundzie?
- Szczerze: nie. Mieliśmy bardzo dobrą drużynę U17, która rywalizowała w Junior-Bundeslidze. Dobrze przepracowałem okres przygotowawczy i już wyobrażałem sobie rok pełen sukcesów. W pierwszym meczu wszedłem z ławki na pozycję prawego obrońcy. Nie było to dla mnie zadowalające. Potem nie zagrałem w kilku meczach z rzędu. Szybko stało się jasne, że będzie to trudny sezon. Kiedy graliśmy w Ahlen, mój tata spytał koordynatora do spraw młodzieży, czy mógłbym dołączyć do nich na próbę. Właśnie tak wszystko się potoczyło.
W sferze publicznej później wyglądało to tak, jakbyś został zabrany z Dortmundu. Nie było tak?
- Nie. To ja podjąłem inicjatywę. Ważnym czynnikiem było postrzeganie mnie jako małego, delikatnego gracza. Mogę każdemu doradzić: granie w zespole U17 lub U19 takich zespołów, jak Dortmund, Bochum, Schalke czy Bayern brzmi świetnie, ale priorytetem powinna być możliwość gry i czerpanie z tego radości. Jest to jedyny sposób na własny rozwój oraz osiągnięcie sukcesu. Oczywiście zdarzają się momenty, że coś nie idzie po twojej myśli, napotykasz trudności. Musisz przez nie przejść, nie uciekając od nich. Jednak jeśli nie widzisz dla siebie perspektyw, musisz ponownie przemyśleć swoją sytuację. Szybko zdecydowałem o przejściu do Ahlen.
Potrafisz zrozumieć, że decydującym czynnikiem była Twoja postura?
- Zawsze należy brać pod uwagę jakość. Dlaczego nie pozwoliłbyś komuś grać w piłkę, jeśli posiada on jakość? To, czy jest on chudy lub niski nie robi różnicy. Do dzisiaj tego nie rozumiem. Teraz mogę się z tego śmiać, ale wtedy ciężko było to pojąć.
Twoim trenerem w BVB, u którego zaliczyłeś sporadyczne występy, był Peter Wazinski. Czy rozmawiałeś z nim przed przenosinami do Ahlen?
- Może raz lub dwa. Ale nie pamiętam, co dokładnie mi powiedział. Prawdopodobnie po prostu preferował innych zawodników. Tak sprawy wyglądają w futbolu. Czasem pewien trener nie lubi piłkarza o stylu, który akurat prezentujesz. Albo zostaniesz i będziesz walczył o swoje miejsce, albo odejdziesz. Obie ścieżki mogą doprowadzić do sukcesu.
Z perspektywy czasu Wazinski uważa swoją decyzję za błędną. Czy kiedykolwiek jeszcze raz z nim rozmawiałeś?
- Są to tematy wyolbrzymiane przez media. Nigdy tego tak nie postrzegałem. Nie sądzę, że popełnił błąd w ocenie lub że to ja powinienem był zrobić coś inaczej.
Jakie były Twoje pierwsze wrażenia w Ahlen?
- Chłopcy również grali w Junior-Bundeslidze, co oznacza, że poziom był zbliżony do tego w BVB. Mieliśmy wielce utalentowanych graczy, którzy pochodzili z różnych regionów Nadrenii Północnej ? Westfalii. Jest to powód, dzięki któremu osiągnęliśmy sukces relatywnie szybko. Prawie nie miałem problemów z adaptacją, nawet jeśli nie było łatwo dołączyć do drużyny zimą. Ta okoliczność zawsze utrudnia integrację z funkcjonującym już zespołem. Zostałem jednak ciepło przywitany, co pozwoliło mi natychmiast dobrze prezentować się na boisku.
Grając dla Ahlen U19, trzykrotnie mierzyłeś się z BVB. Zdobyłeś w tych meczach trzy gole. Było to dla Ciebie satysfakcjonujące?
- Nadal pamiętam jeden mecz, w którym przybywałem na boisku przez jedną połowę. Było to tutaj, w Brackel, na boisku, na którym obecnie odbywają się treningi otwarte dla publiczności. Przed rozpoczęciem gry byłem lekko zdenerwowany. Nie czułem, że koniecznie muszę coś udowodnić, ale później byłem zadowolony z mojego dobrego występu.
Großkreutz także grał dla Ahlen. Dojeżdżaliście razem?
- Kevin był już zawodowcem, w pełni zintegrowanym z drużyną. Mnie zajęło dwa lata, zanim znalazłem się w pierwszym zespole. Tak się złożyło, że zazwyczaj dojeżdżaliśmy razem pociągiem. To całkiem zabawne, że dwóch chłopców jeździło każdego dnia z Dortmundu do Ahlen po to, by później znaleźć się w jednym, właściwym klubie.
Mówi się, że Großkreutz jeździł na wyjazdowe spotkania BVB dzień przed swoimi meczami w barwach Ahlen. Robiłeś tak razem z nim?
- Nie i szczerze nie wiedziałem wtedy o tym zbyt wiele. Kevin musiał być w tym naprawdę dobry (śmiech). Kiedy my graliśmy w piątek, a Dortmund rozgrywał swój mecz w sobotę, prawdopodobnie chodził na mecze razem z ojcem, który jest tak samo szalony. Oglądałem wiele spotkań z udziałem BVB w domu.
W 2009 roku odszedłeś do Gladbach, natomiast Kevin Großkreutz ponownie dołączył do Borussii Dortmund.
- Tak, to było trochę dziwne uczucie. Nasza drużyna w Ahlen była wtedy bardzo dobra. Wiedzieliśmy, że z powodu świetnego sezonu, zespół trochę się rozpadnie. Kevin mógłby dostać oferty z każdego klubu na świecie, a i tak wybrałby Borussię. To jego klub, a zarazem marzenie z dzieciństwa. Ja natomiast wybrałem inną Borussię. To była dobra decyzja. Myślę, że nie byłbym teraz tutaj, gdzie jestem.
Dortmund już wtedy był Tobą zainteresowany?
- Nie wiem. Myślę, że Borussia nie miała na tyle pieniędzy, by pozyskać jeszcze mnie. Podpisali kontrakt z Kevinem, a ja dostałem ofertę z Gladbach. Wiedziałem, że chcę tam dołączyć- nie wiedząc, czy mam ofertę również z Dortmundu.
Jaki był powód, aby dołączyć do Gladbach?
- Jestem fanem ciągłości. Na początku myślałem o tym, aby zostać w Ahlen jeszcze przez rok. Podczas pierwszego roku w 2. Bundeslidze rozegrałem 27 meczów. Dyrektor sportowy Max Eberl musiał zrobić bardzo dużo, aby mnie przekonać. Byłem w Gladbach wiele razy i byłem pod wrażeniem stadionu, jak i przeróżnych udogodnień. To było niesamowite. Mój tata i agent musieli o mnie zawalczyć, żeby zrobić ten krok.
Jak poszła rozmowa z Eberlem?
- Max jest świetnym człowiekiem; nawet teraz od czasu do czasu piszemy ze sobą. Mogę powiedzieć, że jest świetnym menadżerem, ale również ma wspaniałą osobowość.
- Zawsze możesz go o coś poprosić, a on chętnie cię wysłucha. Już po pierwszej rozmowie z nim, wiedziałem że to dobry krok w mojej karierze. Oczywiście, że miałem obawy, ponieważ przechodziłem do Gladbach z drugiej ligi ? z klubu, który jednak miał mniejszy prestiż. Nie wiedziałem dokładnie jaki jest mój poziom gry. Potrzebowałem trochę więcej czasu, aby się zastanowić, ale Max zawsze mnie wspierał. Jestem mu za to bardzo wdzięczny.
W maju 2012 dołączyłeś do Borussii Dortmund. Jak doszło do tej decyzji?
- W Gladbach czułem się jak w domu. Mieliśmy świetny zespół i ? jak już wcześniej powiedziałem ? dążę do ciągłości. Miałem wrażenie, że możemy stworzyć coś niesamowitego z drużyną i wziąć udział w europejskich rozgrywkach, czego Gladbach nie robił w poprzednich latach.
- Z drugiej jednak strony, nie zawsze dostajesz drugą czy trzecią szansę, aby powrócić do twojego klubu z dzieciństwa. Długo o tym myślałem, miałem mnóstwo opcji. Stworzyłem nawet listę ?za? i ?przeciw?. Wiedziałem, że chcę dołączyć do BVB. Tak podpowiadało mi serce.
Jak przebiegła Twoja pierwsza rozmowa z Jürgenem Kloppem?
- Jürgen jest niezłą bestią. Był kimś, kogo znałem tylko z telewizji. Kiedy Jürgen siada obok ciebie ze swoją zadziornością, którą emanuje ? niesamowite wrażenie. To również sposób w jaki z tobą rozmawia ? to rzadkie w piłce nożnej.
- Jürgen rzuca na ciebie zaklęcie i nigdy nie odpuszcza. Pamiętam, że po tej rozmowie, drżało mi serce. Z pewnością był jednym z powodów, dlaczego dołączyłem do Borussii Dortmund.
Klopp jest często definiowany przede wszystkim przez swoją emocjonalną obecność. Jest również przekonujący jeśli chodzi o kwestię techniczną?
- Możesz zaplanować wiele rzeczy przed sezonem. Jednak wiele nieprzewidzianych rzeczy może się zdarzyć, takich jak np. zmiana systemu czy kontuzje u zawodników. Gdy klub chce pozyskać nowego zawodnika, ważne jest, aby trener wyjaśnił filozofię gry i szczegółowe plany dla niego. W moim przypadku nie było inaczej.
- Rozmawialiśmy o tym, w których pozycjach mnie widzi, w których gram, oraz w których obszarach mogę się poprawić. Jürgen ma zdolność rozwijania graczy i ulepszania ich. To bardzo ważny czynnik. Ma specjalny sposób trenowania, a także sposób, w jaki osobiście odnosi się do każdego gracza.
W 2013 roku Mario Götze odszedł do Bayernu Monachium. Transfer ten był niesamowicie gorącym tematem dzień przed półfinałem Ligi Mistrzów.
- Mario przyszedł do mnie do domu. Powiedział mi, że chce odejść. W tamtym momencie byłem trochę zakłopotany i zaskoczony, nie wiedziałem co mam powiedzieć. Wtedy sam niedawno pojawiłem się w BVB i miałem wrażenie, że razem z Mario, stworzymy świetny duet. Mieliśmy dobry skład na nadchodzące lata.
Byłeś zły na niego?
- Nie byłem zły, ale każdy chce grać z najlepszymi zawodnikami. Kiedy jeden z lepszych postanawia opuścić zespół, jest to trochę trudne do zrozumienia. Jednak każdy podejmuje decyzje za siebie. Każdy ma tylko jedną karierę. Mario uznał, że ta decyzja będzie dla niego najlepsza i inni muszą to zaakceptować.
Reakcje na przejście Mario do Bayernu były gwałtowne. Pamiętasz jak wtedy przeżyłeś ten czas?
- Odebrałem Mario tuż przed meczem z Realem Madryt. Siedział z tyłu i pamiętam, że czekali na niego fani. To nie była łatwa sytuacja. Pamiętam jak się wtedy czuł. Nie chciałbym być wtedy w jego skórze. Presją, jaką wywierali na nim inni ludzie, była ogromna. Jednak Mario bardzo dobrze poradził sobie wtedy z tą sytuacją i zagrał świetny mecz.
Czy reakcje ze strony ludzi w tamtym czasie pokazały jak biznes związany z piłką nożną jest przez nich postrzegany?
- W momencie kiedy jeden z lepszych piłkarzy opuszcza klub, można być rozczarowanym jako fan. Zawsze chcesz, aby w twojej ulubionej drużynie byli najlepsi zawodnicy. Jednak w pewnym momencie musisz zrozumieć piłkarza i zaakceptować ścieżkę, jaką wybrał. Są tacy, którzy będą się spierać czy to była właściwa decyzja, czy nie. Fakt, że Mario wybrał klub, który był naszym największym rywalem był dla fanów rozczarowujący. To musiało boleć.
W pierwszym meczu półfinałowym w Lidze Mistrzów, Borussia pokonała Real 4-1. W drugim meczu to Real wygrał 2-0. Jak wtedy odczułeś ten ?rollercoaster??
- W tamtym czasie bardzo ufałem naszej drużynie. Wiedziałem, że możemy wiele zrobić. Byliśmy niesamowicie dobrzy, mieliśmy szybkich, jak i pracowitych graczy, którzy ciężko walczyli. Podczas pierwszego meczu, nie czułem że możemy przegrać ? nawet podczas wyrównaniu Ronaldo na 1-1. Było ciężko, ale ostatecznie to my zwyciężyliśmy.
A podczas drugiego spotkania półfinałowego?
- To było coś okropnego, można powiedzieć, że niemal piekło. Ostatnie 10 minut były chyba najdłuższymi w całej mojej karierze. Trybuny na stadionie w Madrycie stały się głośniejsze, a pole węższe. Real strzelił gole stosunkowo późno, a my nie wykorzystaliśmy swoich szans. Po ostatnim gwizdku, poczułem ogromną ulgę. Gra była naprawdę wyczerpująca.
Jak wspominasz finał Ligi Mistrzów z Bayernem?
- Byliśmy bardzo mocni w pierwszej połowie. Czasem myślisz sobie jakby wyglądał ten mecz, gdybyśmy strzelili gola jako pierwsi. Później zabrakło nam ?pary?. Bayern był bardziej doświadczony w tym zakresie. Mieli właściwe rozwiązania w danym momencie. Wiedzieliśmy, że to koniec, kiedy Arjen Robben strzelił gola.
Miałeś wtedy 23 lata. Teraz masz 30 i jesteś kapitanem BVB. W jaki sposób Twoja rola się zmieniła?
- Najważniejszą rzeczą dla mnie nadal jest to, aby cieszyć się piłką nożną. Jestem pewny swojej odpowiedzialności. Uczysz się jak dawać sobie radę przez te wszystkie lata. Nie możesz zrobić tego mając 22 albo 23 lata. Dopiero później uświadamiasz sobie za co jesteś odpowiedzialny. Moim zdaniem, w drużynie każdy jest za coś odpowiedzialny, ale będąc kapitanem masz więcej obowiązków niż inni, ponieważ powinieneś być liderem, który pomoże podczas trudnych momentów. Co więcej, bycie kapitanem to również mierzenie się z nowymi sytuacjami.
Niedawno zostałeś ojcem. Jak od tego czasu zmieniło to Twoje życie?
- To najlepsze uczucie na świecie. Nie jesteś sobie w stanie wyobrazić co się stanie i jak ta mała istota będzie wyglądać. To jest właśnie ten moment, który chcesz zatrzymać na zawsze. Trudno opisać tę chwilę za pomocą słów. Zauważasz, że niektóre rzeczy nie są tak ważne, jak były kiedyś. Nagle w twoim domu pojawia się dziecko, które cię potrzebuje i na razie nie wie jak powiedzieć, czego dokładnie potrzebuje. Każdego dnia jest wiele cudownych momentów związanych z moim dzieckiem.
Wywiad przetłumaczyli: Magdalena Bocoń i Filip Adamus.