Ligowy sezon 2018/19 dobiegł końca. Borussia Dortmund, po pełnej wzlotów i upadków kampanii, została wicemistrzem Niemiec. Za pośrednictwem portalu The Players' Tribune zawodnik BVB, Mario Götze, postanowił podzielić się z kibicami pewną historią, której zapis przedstawiamy poniżej.
Piekło to dla mnie niemożność gry w piłkę. To naprawdę proste.
Przez większość mojego życia nie spotkałem się z żadnymi dużymi trudnościami. Wszystko było łatwe, już w młodym wieku mogłem żyć moim marzeniem. W wieku 17 lat stanąłem przed Żółtą Ścianą. Grałem pod wodzą dwóch najlepszych trenerów piłki nożnej. Strzeliłem gola w finale mistrzostw świata w wieku 22 lat.
Szczerze mówiąc, byłem tak młody, że nie wpadłem tak naprawdę w moje życie. Jak możecie się domyślić, nie doceniałem tego.
A potem zachorowałem. I wszystko niemal uleciało.
Ale nie zaczynajmy od tego. Zacznijmy od dobrych wspomnień. Zaczniemy od Pana Kloppa.
Był moim pierwszym trenerem, uwierzył we mnie i dał mi szansę na debiut w wieku 17 lat. Zabawnie jest oglądać go teraz z Liverpoolem, bo jest bardzo naturalnym facetem, nawet w kontaktach z mediami. Jest bardzo autentyczny i mówi wszystko, co chce. Myślę jednak, że większość ludzi widzi jego wersję stojącą przy bocznej linii. Posiada też bardzo poważną stronę. Gdy miałem 17 albo 18 lat i nie dawałem z siebie stu procent na treningach, potrafił być bardzo onieśmielający. Czasem podbiegał do mnie i zaczynał na mnie krzyczeć.
Nie umiem dokładnie przetłumaczyć, ale wiecie, jak on mówi, zaciskając zęby: ?Musisz mieć więcej pasji! Musisz dawać z siebie wszystko! Kur**! Dawaj!!!?
Później, po treningu, znowu będzie całkowicie spokojny, zabierze cię na bok i powie: ?Mario, jak się masz? Porozmawiajmy o życiu. Co się dzieje??
Wiedział, jak się ze mną obchodzić. Był wybitnym trenerem, ale dla mnie, jako młodego zawodnika, najważniejsza była jego osobowość. Nigdy nie spotkałem trenera piłkarskiego, który byłby tak naturalnie zabawny. Nigdy nie zapomnę, jak kiedyś latem wpadłem na niego w Düsseldorfie. Wybierał się do specjalisty, by zrobić przeszczep włosów.
W Niemczech zrobił się z tego duży news, ale on się z tego śmiał. Śmiał się, opowiadając mi, jak fajnie będzie wyglądał i inne takie.
? Mario, nie martw się, zachowam numer telefonu ? powiedział, mrugając, gdy odchodził.
? To znaczy? ? zapytałem.
? Numer doktora. Zachowam go dla ciebie. Za parę lat możesz go potrzebować.
Zaśmiał się i odszedł. Większość ludzi byłaby zakłopotana albo nic nie powiedziała, ale on się nie przejmował. Był zabawny i wpływał pozytywnie na wszystkich wokół. Muszę mu podziękować, bo pozwolił mi zacząć i w tamtych latach osiągnęliśmy w Dortmundzie kilka świetnych rzeczy. Od 10. do 20. roku życia mieszkałem w jednym domu z rodzicami, grałem dla tamtejszego klubu i naprawdę nie miałem żadnych problemów.
I wtedy, kiedy miałem 20 lat, postanowiłem odejść.
To coś, czego ? jak wiem ? wielu ludzi nadal nie może zrozumieć. To nie było coś, co wymyśliłem sobie w jedną noc. To była jedna z najcięższych decyzji w moim życiu i podjęcie jej zajęło mi dużo czasu. Bayern złożył mi propozycję już rok wcześniej, lecz zdecydowałem się nie iść. Ale kiedy Pep Guardiola został ogłoszony nowym trenerem, a ja dostałem kolejną propozycję, nie wiedziałem, co robić.
Musicie zrozumieć, jak myśli 20-latek. Pamiętacie siebie, jak mieliście 20 lat? Nie rozumie się wtedy, jak działa świat. Osobiście nie miałem okazji, by wyjechać na uniwersytet. Nigdy nie żyłem sam. Czułem, że potrzebuję zmian w życiu, a jeśli chodzi o kategorie czysto piłkarskie, czułem, że pod Pepem mogę naprawdę rozwinąć się jako gracz.
Podjąłem decyzję o odejściu i nie rozumiałem konsekwencji.
Kilka tygodni razem pod domem moich rodziców stała policja, która miała nas chronić.
Nie wiem, kto puścił farbę. Na pewno nie ja. To była ostatnia rzecz, jakiej chciałem. Oczywiście pora była okropna. Dwa dni przed półfinałem Ligi Mistrzów, w którym mierzyliśmy się z Realem Madryt, pojawiła się informacja o moim letnim transferze.
Teraz rozumiem tamte reakcje. Naprawdę rozumiem. Dla wielu osób futbol to coś więcej niż gra.
Ale wtedy to było dla mnie szokujące. Gwizdy i transparenty naszych własnych kibiców? Ja osobiście mogłem sobie z tym poradzić. Ale mój młodszy brat miał wtedy 14 lat i był szykanowany w szkole. Ludzie mówili nieprzyjemne rzeczy mojej mamie. W internecie pojawiały się groźby wobec mojej rodziny. To było niewiarygodne przeżycie, zwłaszcza, że to był nasz dom. Latem musiałem się wyprowadzić, ale moja rodzina musiała zostać i mieszkać w Dortmundzie, więc dla nich było to gorsze. To był najtrudniejszy czas w naszym życiu, ale trudno powiedzieć, że tego żałuję.
Jedną z rzeczy, których nauczyło mnie życie, jest to, że nie można przewidzieć przyszłości. Niektóre z najwspanialszych momentów w moim piłkarskim życiu przyszły bezpośrednio po tych najciemniejszych chwilach. To samo dotyczy odwrotnej sytuacji. Jeśli słuchało się mediów, byłem Judaszem, potem bohaterem, potem rozczarowaniem. A potem prawie skończyłem z piłką. Wszystko to w ciągu zaledwie czterech lat.
Trudno mi powiedzieć, że transfer do Bayernu był błędem, bo przy Pepie nauczyłem się wiele o futbolu. Mógł rozmawiać o taktyce dosłownie godzinami, a ja nauczyłem się oglądać tę grę z nowej perspektywy. Poziom treningów był intensywniejszy i skrupulatniejszy niż to, czego wcześniej doświadczyłem. Poznanie go jako trenera i człowieka było wyjątkowym doświadczeniem, tak samo, jak w przypadku Kloppa. Jestem więc pełen sprzeczności, kiedy myślę o tamtym czasie. Wyjechanie z Dortmundu było bardzo trudne, ale jeśli nie wprowadziłbym tej zmiany, jeśli nie poszedłbym do Bayernu, to czy mistrzostwa świata potoczyłyby się w ten sam sposób?
Życie jest dziwne. Ludzie mówią o tym mundialu i moim golu w finale i myślę, że zapominają, jak gówniany był dla mnie ten turniej do samego końca. Teraz nikt nie pamięta, że zostałem zmieniony w połowie meczu z Algierią. Ale ja pamiętam. Nie znalazłem się w jedenastce na mecz z Francją. Nie grałem ani minuty w półfinale z Brazylią. Chciałbym powiedzieć, że podszedłem do tego dojrzale, ale chyba nigdy w życiu nie byłem smutniejszy. Nie mogłem znaleźć żadnych pozytywów. Przed finałem byłem bardzo przygnębiony.
Trudno było przewidzieć, co się stanie.
Wiecie, ludzie ciągle mówili: gol, gol, gol.
Dla mnie gol był najmniej ważny z tego wszystkiego. Kopnięcie piłki? Robiłem to tysiące razy. Gol to nic innego, jak konsekwencja decyzji, którą podjąłem w pokoju hotelowym, by przestać się załamywać tym, jak sprawy się mają i skupić się na przedfinałowym treningu tak mocno, jak tylko mogę.
Ten gol był łutem szczęścia.
Trener mógł nie podjąć decyzji o wprowadzeniu mnie na boisko. Mógł skorzystać z wielu innych graczy.
André Schürrle mógł nie podać mi piłki z tej pozycji. Ledwo mnie dostrzegł.
Piłka mogła trafić poza bramkę. Metr w lewo lub w prawo.
Bramkarz mógł to wyłapać.
Kiedy piłka trafiła na moją klatkę, mogłem mieć negatywne przeczucia. Mogłem nie wierzyć.
To mogło nigdy się nie wydarzyć.
Istnieje milion różnych scenariuszy, w których nie byłbym tym, który strzelił zwycięskiego gola na mistrzostwach świata na Maracanie.
Ten gol to więcej niż marzenie. Ale rzecz, która sprawiła mi największą radość, to to, jak poradziłem sobie z dniami przed meczem. Byłem na dnie, by trzy dni później stać się bohaterem i jednym z mistrzów świata. Proces pokonywania tych trudności jest dla mnie inspirujący, zwłaszcza po tym, co przeżyłem od tego momentu.
Nie byłem przygotowany na takie oczekiwania. W prasie pojawiło się dużo komentarzy o ?Messim? Joachima Löwa. Kiedy wpuszczał mnie z ławki, chyba powiedział mi: ?Pokaż światu, że jesteś lepszy od Messiego?. Ale szczerze mówiąc, nie przetwarzałem tego. Byłem skupiony na taktyce i na moich zadaniach. Naprawdę tego nie słyszałem.
Kiedy powtórzył to na pomeczowej konferencji prasowej, zrobiła się z tego wielka rzecz. Bayern był pod wielką presją. Prawdopodobnie nie było to najlepsze porównanie dla 22-letniego mnie. Ludzie oczekiwali ode mnie czegoś, co wykraczało poza skalę i mentalnie nie było mi łatwo.
Pamiętajcie, że jesteśmy tylko ludźmi. Wiem, że łatwo o tym zapomnieć. Po mistrzostwach świata otrzymałem jednak ostre przypomnienie. W ciągu następnych dwóch lat zacząłem mieć problemy z kondycją. Trenowałem dużo, by spełnić oczekiwania, co zaowocowało mnóstwem bólu. Naprawdę nie rozumiałem, co się dzieje. Byłem bardzo zmęczony, a moje ciało odmawiało posłuszeństwa. Wreszcie zdiagnozowano u mnie zaburzenia metaboliczne i wielu ludzi wróżyło mi koniec kariery.
Musiałem przejść leczenie i zwolnić na kilka miesięcy, by odzyskać siły. W pewnym sensie, osobiście, to było dla mnie dobre. Nikt nie chce zmagać się z problemami zdrowotnymi, ale z drugiej strony, piłka nożna była całym moim życiem odkąd skończyłem osiem lat. Nawet wygranie mistrzostw świata? Zabrzmi to dziwnie, ale nie przetworzyłem tego. Wyjechaliśmy na wakacje, potem wróciłem do Bayernu i było tak, jakby to nigdy się nie wydarzyło. Było tylko więcej oczekiwań, więcej tytułów, więcej goli. W Bayernie to nieubłagane.
Kiedy odebrano mi piłkę, mogłem zobaczyć tę historię po raz pierwszy. Wszystko, co przeszedłem ? dobre i złe ? zostało przeze mnie wreszcie przetworzone.
Najlepsza decyzja, jaką podjąłem w tym czasie, to powrót do Dortmundu. Kiedy wyjechałem w wieku 20 lat, nie miałem żadnych perspektyw na życie. Może to zabrzmieć śmiesznie, ale patrzyłem na piłkę nożną jako na dziecięcą grę. Bieganie z piłką na trawie. To był dla mnie tylko sport. To jest to. Ale później przeżywasz wiele wzlotów i upadków, widzisz, co to znaczy dla ludzi ? widzisz nienawiść, miłość, presję, wszystko ? i zyskujesz jakąś perspektywę.
Cóż, nienawiść nadal jest dla mnie niezrozumiałym aspektem. Wciąż jestem blisko z graczami Bayernu, z którymi dobrze się dogadywałem, gdy tam byłem. Nie uważam, że powinniśmy nienawidzić się ze względu na barwy, zwłaszcza, że niektórzy z nas wspólnie sprowadzili puchar mistrzów świata do kraju. To więź, która będzie trwała wiecznie.
Ale mam teraz inne spojrzenie na Dortmund. Wielu ludzi, którzy byli źli, gdy opuściłem dom, przywitało mnie z powrotem i bardzo to doceniam.
21 listopada 2009.
Wiem, że większość nie pamięta nawet tego dnia. Nic specjalnego. Bezbramkowy remis z Mainz. Ja jednak nigdy tego nie zapomnę, bo wtedy Jürgen Klopp wprowadził mnie z ławki w 88. minucie i zadebiutowałem.
Wyobraźcie sobie, 17 lat. Szybkie dorastanie. To było szalone.
Wstałem z ławki i pobiegłem, ale kiedy spojrzałem w górę, na Żółtą Ścianę i wszystkich kibiców, byłem tak zdenerwowany, że pomyślałem, że prędzej zesram się w gacie niż postawię stopę na boisku.
Wiecie, jestem pewien, że ludzie będą oglądali tego gola z mistrzostw świata przez kolejne 100 lat, to oczywiście wyjątkowe. Ale równie niezapomniany będzie dla mnie pierwszy krok na murawie Westfalenstadion.
Muszę podziękować Kloppowi za szansę. To był początek historii.
I wiecie co? Cieszę się, że przez te wszystkie lata nadal nie potrzebuję numeru telefonu do jego fryzjera.
Jeszcze nie.
Może kiedyś, w bardzo, bardzo odległej przyszłości. ????
I wreszcie, najważniejsze?
Chcę podziękować kibicom Dortmundu za wspieranie mnie w tym sezonie. To było dla mnie wyjątkowe. Przeszliśmy razem wiele. Byłem na szczycie i byłem na dnie. Nie wiem, dokąd zmierza ta podróż, ale chcę tylko powiedzieć, że ten klub jest bardzo wyjątkową częścią mojego życia i jestem szczęśliwy, że znów mogę cieszyć się piłką nożną.
Dziękuję.
Mario
Powodzenia w przyszłym sezonie i oby był bez żadnej kontuzji.
Pamiętam dobrze te czasy, nie pamiętam dokładnej daty, tak jak niektórzy "wierni kibice", ale pamiętam jak bardzo byłem dumny i szczęśliwy z bycia kibicem BVB. Mieliśmy wszystko, laliśmy frajern jak nigdy, mieliśmy najlepszego trenera na świecie i świetny skład. W Polsce BVB była uwielbiana, bo "trio z Dortmundu" i drżał przed nami każdy. Dzieciaki Kloppa już nie byli dzieciakami, tylko pełnokrwistą drużyną zmierzającą na szczyt. Nie było rzeczy niemożliwych, nawet tytuł LM nie był czymś nieosiągalnym. Mimo że w tym sezonie frajern był najlepszym frajernem w XXI wieku, to nie pękaliśmy. Mimo porażek z tak galaktycznym frajernem nigdy nie czułem, że możemy dostać 5:0 od tego klubu. Mimo porażek, wierzyłem, że zdołamy ich pokonać - dlatego płakałem po porażce w finale LM bo nie byliśmy aż tak gorsi.
Pamiętam euforie przed sezonie, kiedy przychodził Reus i kiedy wydawało się, że nic nie może zranić kibica BVB. Strata pojedynczych piłkarzy typu Kagawa nie bolało, bo ten szkielet, te legendy miały być legendami: Lewandowski, Hummels, Gotze, Reus. To miały być legendy nowo powstałej potęgi.
Pamiętam ten wieczór, wieczór, kiedy BVB było lepsze od Realu. Nie przepadałem za Lewandowskim nigdy, ale pamiętam jak po tym wieczorze powiedziałem, że zaczynam go lubić. I pamiętam ten dzień...
Kiedyś, kiedy panowała bardzo popularna moda wśród dzieciaków na koszulki kupiłem sobie jedną: Andreasa Mollera. Kilka miesięcy później odszedł do szalke. Koszulka, którą miałem nosić zawsze, trafiła na samo dno szafy. Wtedy miałem już nigdy nie kupować koszulek.
Ale w tamtym czasie kochałem tego małego knypka. Stał się moim idolem, cudownym dzieckiem, jak nazywali go Niemcy. Byłem tego bardzo bliski. Identyfikowałem się z nim i nigdy nie pomyślałem, że ktoś taki jak on może zdradzić.
Pamietam, jak kiedyś ktoś napisał "Gotze odchodzi do frajernu". Pomyślałem sobie "hahahah, dobry żart. Może jeszcze do tego Lewandowski i Hummels". Zignorowałem to i uznałem za zwykłą plotkę niczym "Messi w kręgu zainteresowań BVB". Pamiętam jaką miałem dziwną minę i jak całkowicie zrujnowałem sobie dzień, czytając wieczorem "Oficialnie: Mario Gotze odchodzi po sezonie". To tak, jakbym dostał prosto w twarz od dziewczyny z którą jestem wiele lat i która odchodzi do mojego najgorszego wroga.
Frajern był mi obojętny - bardziej jako rywal niż jako klub, którego nienawidzę. Owszem, byli najlepsi, zdobywali tytuły, ale nie wtedy. Wtedy BVB była równie dobra, miała równie dobrych piłkarzy. Od tego czasu szczerze nienawidzę tego klubu.
Jego odejście sprawiło, że przestałem wierzyć w lojalność piłkarzy. Był jeszcze lewandowski, był Hummels i Reus, ale ikona BVB zdradziła i każdy może to zrobić.
Rok później to się powtórzyło (na mniejszą skalę, ale jednak). 2 lata później ponownie. Ale to już tak bardzo nie bolało. To była bolesne przeświadczenie, że BVB to jednak nie jest frajern. Przed Gotze uważałem, że możemy konkurować z nimi jak równy z równym. Każdy ze swoją polityką - oni mogą mieć każdego, ale nie piłkarzy BVB. My co prawda będziemy oddawać, ale nie największe gwiazdy i nie do nich. A poza tym poradzimy sobie, łatając skład. Teraz jednak trzeba wrócić na ziemie i zdać sobie sprawę, że nie jesteśmy na ich poziomie. Jak chcą, to wyciągną od nas każdego. Niestety nie działa to w drugą stronę. To jednak nie jest Barcelona - Real, tylko niemieckie realia. BVB przestała być na szczycie, frajern pokazał w brutalny i świński sposób ich politykę. Nie ma duopolu, tylko mają monopol na piłkarzy i ligę. I nie uznają kompromisów. Dlatego nienawidzę i nigdy nie będę wspierał tego klubu. Nawet gdyby od nich miała zależeć przyszłość BL w Europie.
Gotze wrócił. Musiałem się z tym pogodzić. Ale już nie jest cudownym dzieckiem. Jest zwykłym przeciętnym piłkarzem grającym dla BVB. Nie odczuwam żadnych emocji kiedy gra, kiedy nie gra, kiedy się rozgrzewa. To nie jest ktoś taki jak Reus, który kreuje grę i od którego zależy BVB. JUŻ NIE.
Inaczej patrzę na BVB od tamtego czasu. To już nie jest nieskazitelny klub. To jest klub - supermarket. Klub, w którym nie ma nietykalnych. Marzę dożyć czasów, kiedy przyjdzie Real, Barcelona czy frajern i powie " dajemy 500 mln za Sancho" a my powiemy "hahaha, NIE". Obecnie cudowne dziecko jest warte 180 mln - gdyby ktoś zaryzykował taką kwotę, trzeba byłoby się pogodzić z jego odejściem i szukać zastępcę. Wcześniej w to nie wierzyłem - teraz niestety jest to dla mnie smutna prawda.
Wiele się zmieniło od tamtego czasu, ale dzisiaj, czytając jego "trudną decyzję" chciałem opisać to z mojej strony - strony polskiego kibica klubu.
Mario dla mnie jest taką postacią tragiczną - za swoją zdradę zapłacił wysoką cenę - spadł z piedestału nagle i konsekwencje tego były bolesne. Bayern skusił młodego chłopaka, a później zepsuł go i oddał nam.
Cieszę się jednak, że przez ostatnie pół roku zaliczył niesamowity progres i miał ogromny wkład w osiągane przez nas wyniki grając na dodatek na niezbyt wygodnej dla siebie pozycji. Mario ma braki, jest po prostu graczem BVB, nigdy już nie będzie raczej gwiazdą. Wystarczająca kara? Uważam że tak.
Pora na bycie dorosłym i niebawienie się w takie wyznania, bo teraz są one nikomu niepotrzebne. Co zrobiłeś to zrobiłeś, teraz musisz utrzymywać poziom i pracować jak inni. Magia Guardioli, gry w Bayernie i okazało się, że dobry wujek Klopp nie jest ważny. Ale sporo ludzi podjęłoby taka decyzję, wylewne tłumaczenia nic nie zmienią.
Nie rozumiem tych wszystkich nurtów filozoficznych i wyznaniowych dotyczących jego osoby.
Jeżeli odejdzie to ok, jak będzie rezerwowym to ok, ale jak ma być naszym "liderem" to sorry nie tędy droga.
21.07.2016 - 30.06.2019
Borussia Dortmund
Ligaspiele: 60
Tore: 10
Assists: 12
Jak myśmy tego mistrzostwa nie zdobyli w tym roku, mając takiego mario...
Uważam, że w wielu kwestiach będę winił Bayern, które osłabia BL, dlatego czasami myślę, że powinni zlikwidować regułę 50+1 i wtedy Bayern, by miało takie lądowanie jak ManU w Anglii. Jednak potem wracam na ziemię i myślę, dobrze jest jak jest.
Jeszcze Bauerem pokażemy!!!
A ty MARIO! Może kiedyś Cię znów pokochają kibice, ale najpierw zacznij strzelać po 16-20 bramek co sezon i zaliczaj z 20 asyst. Daj nam 3 mistrzostwa i 2 puchary, a potem ligę mistrzów. Ale pokaż, że to TY byłeś kołem napędowym - wtedy i tylko wtedy będziesz mógł się nazywać "Dortmunder Junge".
Już nigdy nie będzie gwiazdą, oczywiście takich zdrad się nie zapomina. Z drugiej strony życzę mu regularnej, wysokiej formy, tylko w ten sposób może przeprosić kibiców BVB.