Jako nastolatka chciały go u siebie Liverpool oraz PSV Eindhoven, jednak Jacob Bruun Larsen zdecydował się na BVB. Dziś 20-latkowi udało się wskoczyć do kadry pierwszego zespołu. On sam czuje się świetnie w Dortmundzie. Z wizytą w dzielnicy, gdzie młodzian znalazł swój dom.
Jacob Bruun Larsen przyszedł na świat 19 września. Data urodzin (19.09.) w zasadzie przesądzała o tym, że Duńczyk kiedyś wyląduje w Borussii Dortmund. Po trzykrotnym Mistrzostwie Niemiec w drużynach juniorskich oraz udziale w Igrzyskach Olimpijskich w Rio, zawodnik właśnie rozpoczyna swoją przygodę w profesjonalnej piłce. Opowieść o odwadze, determinacji, następstwie sukcesów, a także o pewnej rozmowie, która stała się dla niego kluczowym momentem.
Miejsce spotkania: restauracja ?Schönes Leben? niemalże w centrum miasta. Po prawej leży ?El Mundo?, po lewej ?Taormina?. Młody Duńczyk jest bardzo punktualny. To żadne zaskoczenie biorąc pod uwagę, że mieszka o kilka minut piechotą stąd. Odpada uciążliwe poszukiwanie miejsca parkingowego ? prawdziwy koszmar w środku Dortmundu. Ostatnie dni zawodnika są bardzo intensywne. Dopiero co zadebiutował w wyjściowej jedenastce w meczu Bundesligi przeciwko Eintrachtowi Frankfurt. Dwa dni po naszym spotkaniu zaliczy swoje pierwsze ligowe trafienie w wygranym 7:0 spotkaniu przeciwko 1. FC Nürnberg, a po kolejnych trzech dniach będzie cieszył się z debiutanckiego gola w wyjazdowej potyczce w Leverkusen (4:2). To ostatnie trafienie będzie punktem zwrotnym pojedynku. W trzech występach w tym sezonie ma już bezpośredni udział przy czterech bramkach! A dopiero co skończył 20 lat. 19 września.
?Schönes Leben? (?Piękne Życie?) - nazwa miejsca, gdzie się spotykamy jest wymowna. O, tak! Mam naprawdę piękne życie!, mówi Jacob i zamawia lemoniadę. Obecnie spełniam swoje marzenia i cieszę się każdą chwilą. Wstaję rano i już cieszę się na zbliżający się trening. Przed treningiem obowiązkowe śniadanie, najchętniej poza domem. ?Schönes Leben? jest jego pierwszym przystankiem. Można tu bardzo miło spędzić czas, samemu czy też z przyjaciółmi. Ludzie są wyluzowani, a atmosfera przyjemna. Utalentowany pomocnik nie jest jeszcze nadmiernie rozpoznawaną postacią. Ale jeśli już tak się dzieje, nie stanowi to żadnego problemu: Lubię gdy fani podchodzą, zagadują i proszą o wspólne zdjęcie czy autograf. Ludzie w tym mieście żyją dla Borussii. Ta bezwarunkowa identyfikacja z klubem jest dla nas, jako drużyny, prawdziwym darem. I bardzo ważne jest, żebyśmy mogli dać coś w zamian.
Jacob jest typowym mieszczuchem, co może trochę dziwić, gdyż dorastał w niewielkiej, pięciotysięcznej gminie na północnym wybrzeżu Danii, oddalonej o około 40 kilometrów od Kopenhagi. Ze względu na naukę oraz piłkę nożną, właśnie w przepięknej stolicy spędził sporo czasu, szkoląc się w BK Lyngby. Bardzo szybko wypatrzony został przez łowców talentów silnych europejskich klubów. Gdy miał 14 lat, do jego rodziców zgłosili się przedstawiciele Liverpoolu. Młody Jacob dowiedział się o tym nieco później, gdy do gry włączyły się również PSV Eindhoven oraz Borussia Dortmund. To otworzyło mamie i tacie oczy, że ich syn potrafi coś zrobić z piłką. - wspomina.
Szybko stało się jasne, że chłopak wkrótce opuści ojczyznę, rodzinę i swoje środowisko. W styczniu 2015 roku Jacob miał 16 lat i był ?gotowy na wielką przygodę?, jak sam o tym mówi. Moim celem jest nie tylko być dobrym piłkarzem w Danii, ale najlepszym jak to tylko jest możliwe. W tym celu musiałem zmienić klub na taki, w którym miałbym najlepsze możliwości rozwoju.
Witamy w BVB!
Swój pierwszy dzień pamięta, jak by to było wczoraj. Jacob, władający płynnie angielskim, a po intensywnym, czterotygodniowym kursie znający już podstawy niemieckiego, siedział wraz z ojcem i siostrą w towarzystwie Conny i Matthiasa Kleinsteiberów, którzy wówczas prowadzili Dom Młodzieży na terenie ośrodka treningowego BVB w Brackel. Inni zawodnicy wracali ze szkoły i szli na trening, wciąż ktoś wchodził, ktoś inny wychodził, panował istny rozgardiasz. Od razu poczułem się jak u siebie w domu. To, w jaki sposób Conny i Matze, a także koledzy mnie przyjęli, było naprawdę super. Dokładnie tak, jak w prawdziwej rodzinie. Tęsknota? Wcale o tym nie myślę! Że cos może pójść nie tak? Też nie zaprzątam sobie tym głowy! A jeśli już, to raczej w pozytywnym sensie. Jeśli w młodym wieku masz do rozwiązania jakiś problem czy trudną sytuację, wyciągasz z tego wnioski. Zbierasz doświadczenie i dzięki temu rozwijasz swoją osobowość. To pomoże Ci w przyszłości. - mówi dwudziestolatek, który już 2-3 lata wcześniej zaczął zdradzać oznaki ?dorosłości?. Bruun Larsen nie określa siebie mianem dorosłego, a raczej konsekwentnego i skoncentrowanego na celu, jakim jest dla niego poważne zaistnienie w profesjonalnym futbolu. I to nie gdziekolwiek, ale właśnie tutaj, w Borussii Dortmund. Talent ma wielu. Ale decyzje o tym, co z tym talentem robisz, zapadają w Twojej głowie. Z tym wiąże się również odwaga, by nie wybierać najłatwiejszej w danym momencie drogi. Niektórzy młodzi zawodnicy mają z tym duży problem. Jacob Bruun Larsen takiego problemu nie ma.
Oczywiście jest w tym wszystkim szczypta szczęścia. Młody Duńczyk, podobnie jak inni gracze jak chociażby Christian Pulisic, Felix Passlack, Dzenis Burnic czy Janni Serra, miał więlkie szczęście, że spotkał na swojej drodze trenera Hannesa Wolfa. Po niecałych trzech miesiącach od przybycia do Brackel świętował swój pierwszy sukces: Mistrzostwo Niemiec Zachodnich. Latem 2015 roku został Mistrzem Niemiec jako gracz drużyny U17. To było naprawdę świetne, choć nieco surrealistyczne. Hannes Wolf stał się dla Bruun Larsena opiekunem i osobą godną zaufania. On tak naprawdę wywarł na mnie wielki wpływ i ukształtował. Jako piłkarza ale i jako człowieka. Wolf wspierał Jacoba, ale był również bardzo wymagający. Czasami aż do granic możliwości zawodnika. I tak na początku maja 2016 roku doszło do pewnej rozmowy, którą duński piłkarz określa dzisiaj mianem jednego z kluczowych momentów w życiu. Drużyna U19 przygotowywała się do półfinałowego meczu przeciwko TSV 1860 Monachium. Bruun Larsen był niezadowolony z siebie i ze swojej formy. Niezadowolony był również Wolf. Na spotkanie przybył z Danii ojciec piłkarza. Rozmowa odbyła się w trójosobowym gronie. Jak myślisz, zapytał mnie trener, czy łatwo jest Ciebie trenować?, wspomina Jacob, który w tamtym momencie nie miał pojęcia o co chodzi Wolfowi. Oczywiście, że tak!, brzmiała moja odpowiedź. - Źle! Wcale nie jest łatwo! I wtedy się zaczęło: o oczekiwaniach, nastawieniu, zaufaniu... - Słuchaj mnie! Zaufaj mi! I jeśli jest jasne to, czego od Ciebie oczekuję, podnieś kciuk! - W tamtym dniu bardzo wiele się we mnie zmieniło. Od tamtej rozmowy skupiam się w stu procentach na piłce nożnej. Gdy trener coś mówi, słucham z uwagą. Gdy zrozumiem, daję znak uniesionym kciukiem.
Bruun Larsen zaufał Wolfowi, gdy trener po przegranej 0:1 w pierwszym meczu zmienił ustawienie zespołu i przydzielił pomocnikowi rolę prawego obrońcy w pięcioosobowym bloku defensywnym, dzięki czemu piłkarz mógł atakować z głębi pola, wykorzystując swoją szybkość. Niedługo później drużyna U19 została mistrzem Niemiec. Tego samego lata Duńczyk zagrał dla swojego kraju podczas Igrzysk Olimpijskich w Brazylii. W drugiej rundzie Pucharu Niemiec przeciwko Unionowi Berlin świętował swój debiut w pierwszym zespole, więc ma swój niewielki udział w końcowym triumfie tych rozgrywek. W 2017 roku grając w ekipie prowadzonej przez następcę Wolfa, Benjamina Hoffmanna, bronił tytuł wywalczony rok wcześniej. W trzecim roku w Niemczech trzecia patera! Prawdę mówiąc, to wszystko stało się bardzo szybko. To, co Jacob Bruun Larsen osiągnął w ciągu 20 lat, niektórym musi wystarczyć podczas całego życia.
Kolejny etap utalentowanego pomocnika nie był już tak intensywny. Podczas przerwy zimowej sezonu 2017/18 Borussia wypożyczyła go do VfB Stuttgart. Tam miał zbierać niezbędną praktykę meczową. Pod okiem Hannesa Wolfa. Niestety trener w trakcie rundy pożegnał się z posadą a jego następca, Tayfun Korkut, najczęściej sadzał Duńczyka na ławce. Oczywiście inaczej wyobrażałem sobie czas w Stuttgarcie. Chciałbym mieć większy udział w utrzymaniu drużyny w lidze, ale to mi się nie udało. Nie osiągnąłem swoich celów w VfB. - podsumowuje Bruun Larsen i jednocześnie nazywa ten okres kolejnym ważnym doświadczeniem, które popchnęło go naprzód w drodze do bycia możliwie najlepszym piłkarzem.
Po powrocie do Dortmundu dwudziestolatek z pełną mocą przygotowywał się do obecnego sezonu. Zarówno podczas podróży do USA, jak i w trakcie trwania szwajcarskiego obozu przekonał do siebie sztab trenerski i wielu widziało go nawet w wyjściowej jedenastce w meczu przeciwko Greuther Fürth a także w inaugurującym rozgrywki Bundesligi spotkaniu przeciwko RB Lipsk. Uraz stopy podczas jednego ze sparingów nieco go przyhamował. Czterema trafieniami w Osnabrück (6:0) podczas przerwy reprezentacyjnej, Bruun Larsen dobitnie przypomniał się jednak Lucienowi Favre. Kciuk do góry! Miejsce w wyjściowym składzie na Frankfurt było pierwszą nagrodą i kolejnym krokiem w karierze.
Kariera? Jaka kariera? pyta piłkarz. Moja kariera jeszcze się nie zaczęła!. Argumentów za tym, by się z tym stwierdzeniem nie zgodzić nie brakuje. Ale dlaczego właściwie się z nim nie zgadzać? Dlaczego kwestionować twarde stąpanie po ziemi młodego człowieka? Nie będzie sprzeciwu. A Jacob niech robi swoje. Skupiony na piłce noznej i z kciukiem do góry!
- - -
To był piłkarz, który ze swoich możliwości wyciągnął 100% - odpowiedź Jacoba na pytanie, co chciałby, by fani mówili o nim po zakończeniu kariery.
Maczuga wracaj na Whatsappa