W roku 1966 Borussia Dortmund jako pierwszy niemiecki klub zatriumfowała w europejskich rozgrywkach, wygrywając Puchar Zdobywców Pucharów. 31 lat później dokonała tego wyczynu ponownie, tym razem zwyciężając w Lidze Mistrzów. Po dłuższej przerwie i zakończonym już sezonie 2017/2018 zapraszamy Was na kolejną podróż w przeszłość śladami mistrzów z ?97. W tym odcinku opowiemy o postaci, której nazwisko na kartach historii Borussii Dortmund znajdziemy nie tylko pod hasłem "Futbol". Oto Karl-Heinz Riedle.
Karl-Heinz Riedle w barwach Borussii Dortmund
Stephane Chapuisat, Flemming Povlsen, Heiko Herrlich, ambitny Ibrahim Tanko - przez cztery lata spędzone w Dortmundzie Karl-Heinz Riedle musiał nierzadko zaciskać zęby, by potwierdzić swoją wartość i udowodnić trenerowi, że to właśnie on, a nie żaden z rywali zasługuje na miejsce w podstawowym składzie. Taka postawa opłaciła się jednak, a ukoronowaniem jego determinacji był bez wątpienia wspomniany już finał Ligi Mistrzów zwieńczony zdobyciem upragnionego trofeum. Teraz, ponad 21 lat później, popularny Kalle wciąż jest związany z czarno-żółtymi barwami. Oficjalnie - ale nie tylko...
Wielu z Was pamięta jeszcze pełen emocji moment, w którym wśród dochodzących zewsząd okrzyków radości bądź jęków zawodu kibiców Riedle podbiega do stojącej w rogu boiska chorągiewki i obdarza ją czułym buziakiem. Jest sobota, 28 maja 1997, godzina 20:59, a Borussia właśnie obejmuje prowadzenie w starciu z faworyzowanym Juventusem. 1:0! Taki wynik widnieje na tablicy zaledwie 300 sekund. I nie, to wcale nie Bianconeri cieszą się z bramki. Radość ponownie staje się udziałem Czarno-Żółtych, a jej sprawcą znów jest nikt inny, jak Karl-Heinz Riedle. Po 90 minutach gry Dortmund jest trzecim, po Bayernie Monachium i Hamburgerem SV, zespołem, który sięga po Puchar Mistrzów. Sympatycy drużyny z Zagłębia Ruhry są tego wieczoru w niebie i można tylko zastanawiać się, czy to przypadek, że akurat w stolicy Bawarii...?
Kalle po zdobyciu bramki w finale Ligi Mistrzów
Dla Riedlego, który po trzech latach spędzonych we włoskim Lazio uległ kuszącej ofercie niepozornego Dortmundu i jako kolejny Niemiec po Andreasie Möllerze i Stefanie Reuterze, a przed Jürgenem Kohlerem, wspólnie z Matthiasem Sammerem zdecydował się opuścić słoneczną Italię, bramki w tym bodaj najważniejszym meczu sezonu w klubowym futbolu były najjaśniejszymi punktami kariery. Czy raczej: jednymi z najjaśniejszych? Wszak na brak osiągnięć w życiorysie urodzony w Weiler zawodnik narzekać nie może. W 1988 roku jako reprezentant Niemiec zdobył brąz na letnich igrzyskach olimpijskich w Seulu, dwa lata później sięgnął po mistrzostwo świata w Rzymie, zaś w 1992 został wicemistrzem Europy. Trzykrotnie cieszył się ze zdobycia krajowego mistrzostwa - w 1988 z Werderem Brema oraz w 1995 i 1996 z BVB.
Riedle z najważniejszym trofeum w klubowej piłce
Po opuszczeniu Dortmundu grał wspólnie z takimi piłkarzami, jak Robby Fowler, Steve Mc Manaman, Steven Gerrard czy Jamie Redknapp w Liverpoolu. Tam jego buty były - zgodnie z obowiązującą tradycją - przez pewien czas czyszczone przez niejakiego Michaela Owena, który był wówczas dopiero graczem młodzieżowej kadry nieśmiało pukającym do wrót pierwszego zespołu.
Nie da się ukryć, że jako zawodnik Kalle sporo podróżował. Ma za sobą pobyty w Niemczech, Włoszech oraz Anglii, gdzie po rozstaniu z klubem z Anfield Road zdecydował się dołączyć do Fulham. Tam, oprócz gry, próbował swoich sił również w sztabie trenerskim. Przygoda z londyńską drużyną zakończyła się jednak szybko, a Riedle oświadczył, że kończy aktywną karierę piłkarską i, w przeciwieństwie do wielu byłych graczy, nie zdecydował się kontynuować działalności w świecie piłki jako trener lub menedżer.
- Nigdy tego nie chciałem, bo nigdy mnie to nie kręciło. Miałem dość niestałości w życiu. Towarzyszyła mi przez 20 lat zawodowej gry w piłkę, to wystarczająco długo. - wspomina Riedle i dodaje: - Poza tym, jako piłkarz masz tak czy inaczej najpiękniejsze życie, jakie można sobie wymarzyć. Trenujesz, a potem masz spokój. Tygodnie spędzone w roli trenera były zgoła inne. Wówczas po sesji treningowej dopiero zaczynała się prawdziwa praca. Przychodzili do mnie agenci, usiłując wciskać mi swoich piłkarzy. To całe telefonowanie i planowanie! Zawodnicy ciągle mają jakieś pytania czy problemy. Ten czas w zupełności wystarczył mi do nacieszenia się trenerką.
Ponadto dla Riedle'ów od początku było jasne, że po tym, jak głowa rodziny zawiesi buty na kołku, należy poszukać miejsca, w którym mogliby osiąść na stałe. Dla samego Kallego znaczenie miało także prawo do samodzielnego ustalania czasu wolnego.
Tak właśnie jest dziś. Można śmiało stwierdzić, że Karl-Heinz Riedle robi tylko to, na co ma ochotę. A tej absolutnie mu nie brakuje! 52-latek, który z wykształcenia jest rzeźnikiem, prowadzi w Oberstaufen w Allgäu czterogwiazdkowy hotel sportowy, agencję sportowo-turystyczną oraz szkółkę piłkarską dla dzieci. Od 2014 roku reprezentuje Borussię Dortmund za granicą - oficjalnie jako ambasador marki. Tytuł jest tu jednak o wiele mniej istotny, niż sam temat i zadania z nim związane. Te zaś wcale nie należą do najłatwiejszych. Przykładowo, podczas organizacji tournee po Azji misja Riedlego rozpoczyna się na miesiące przed planowanymi wstępnymi odwiedzinami.
Riedle z azjatyckimi fanami
- Jeśli chodzi o moją pracę dla Borussii, to opiera się ona o kilka terminów w ciągu roku. Jestem obecny podczas spotkań ze sponsorami oraz wywiadów, aby nadać sprawie pełny kształt, przede wszystkim w Azji. To niełatwe wyzwanie nawet dla klubów pokroju Borussii czy Bayernu. Tam angielska Premier League ma nad nami bowiem spokojnie 20 lat przewagi... - przyznaje 42-krotny reprezentant Niemiec, a po chwili dodaje z nutą zadowolenia w głosie: - Oprócz tego mam sporo pracy z moim hotelem oraz szkółką piłkarską. Wszystko złożyło się idealnie!
Trudno oprzeć się wrażeniu, że 52-latek jest dokładnie tam, gdzie być powinien. Podczas, gdy idole jego młodości - Kenny Dalglish, Graeme Souness, Kevin Keegan czy Ian Rush - dawno liczą siwe włosy na skroniach, on wciąż jest szczęśliwy u boku swojej ukochanej z czasów młodości, Gabriele, oraz ich trójki dzieci: Allesandra, Vivien-Joany i Dominika. To bez wątpienia spokojna, bezpieczna przystań - szczególnie po wyczerpujących wojażach po świecie.
Autor: Nils Hotze
Artykuł pochodzi z magazynu członkowskiego Borussii Dortmund (134)
Źródła ilustracji: www.bvb-freunde.de / www.11freunde.de / www.dfb.de / www.bvb.de
HEJA BVB!!!