Witam po dwutygodniowej przerwie w spotkaniach z Bundesligą. Za nami 29 kolejka ligowych zmagań, w której zapadło pierwsze rozstrzygnięcie. Mistrzem Niemiec, po raz szósty z rzędu, został Bayern Monachium. To na razie jedyny pewnik sezonu 17/18. Do kilku kolejnych poważnie się zbliżyliśmy (spadek Kolonii) ale na ten moment pewna jest tylko kolejna patera w stolicy Bawarii.
Zapraszam serdecznie na przegląd wydarzeń z niemieckich boisk.
Hannover 96 - Werder Brema 2:1
Rozpoczynamy od opisu tego co działo się w piątkowy wieczór na HDI-Arena. Bezcenne trzy punkty wywalczone w starciu z rywalem również niepewnym ligowego bytu dla mnie przesądzają o pozostaniu beniaminka w stawce elity.
Pierwsza połowa tego meczu przebiegała w atmosferze walki z minimalną przewagą bardziej poukładanych gospodarzy. Werder miał poważne problemy związane z brakiem zawieszonego za kartki Niklasa Moisandera i rozpoczynającego mecz na ławce kapitana Zlatko Junuzovica. Nic zatem dziwnego, że w przodzie stać ich było tylko na dwie groźne akcje, gdy najpierw minimalnie do dobrego,płaskiego dośrodkowania Thomasa Delaney'a minimalnie spóźnił się Maximilian Eggestein, a potem Max Kruse fatalnie przestrzelił będąc niepilnowanym w polu karnym.
Gospodarze byli bardziej zdeterminowani do osiągnięcia korzystnego wyniku po serii 5 porażek z rzędu. To przyniosło wymierny efekt. W 17 min wykorzystali oni bierną postawę Theodora Gebre Selassie i Sebastiana Langkampa i po golu weterana Martina Harnika objęli prowadzenie, a trzy min przed końcem pierwszej połowy jeszcze je podwyższyli kiedy po kolejnym błędzie Werderu (strata piłki na własnej połowie Philippa Bargfrede) odbitą od słupka po strzale Marvina Bakalorza piłkę do siatki skierował Felix Klaus.
Drugą część lepiej zaczął Werder, a to głównie za sprawą wprowadzonego do gry Junuzovica. Kapitan gości najpierw źle przyjął piłkę w polu karnym, a później jego dobrego podania nie wykorzystał Delaney niepotrzebnie przepuszczając piłkę do Kruse. W końcu jednak Werder złapał kontakt z Hannoverem. Kapitalną asystę Delaney'a na gola zamienił jeszcze lepszym uderzeniem głową Ishak Belfodil, który po minucie przegrał pojedynek sam na sam z Philippem Tschaunerem. Mógł być już remis...
Beniaminek gasł w oczach. Jeszcze Iver Fossum spróbował szczęścia uderzeniem z dystansu, jeszcze do kontry ruszył Harnik ale brakło sił na mocniejsze uderzenie...znacznie groźniejsi byli goście. Bardzo dobre uderzenie Junuzovica z narożnika pola karnego minimalnie minęło cel, a w doliczonym czasie gry piłkę meczową zmarnował Langkamp. Po perfekcyjnym dograniu przez Milota Rashicę stojąc 5 m od pustej bramki po prostu w nią nie trafił...
Zawodnik meczu - Felix Klaus (Hannover)
Borussia Mönchengladbach - Hertha Berlin 2:1
Słabe widowisko na Borussia-Park. W pierwszej części warta odnotowania była tylko sytuacja Salomona Kalou, który w 40 min wykorzystał nieporozumienie pomiędzy Yannem Sommerem, a Jannikiem Vestergaardem i zdobył prowadzenie dla gości.
Druga odsłona to już o wiele ciekawsze widowisko szczególnie z powodu wejścia na boisko Thorgana Hazarda. To dzięki dwóm bramkom Belga gospodarze zdołali sięgnąć po zwycięstwo. Kwadrans przed końcem pomocnik Źrebaków trafił głową po przedłużeniu dośrodkowania w pole karne głową przez Josipa Drmica, a po czterech minutach wyprowadził swój zespół na prowadzenie wykorzystując rzut karny podyktowany za faul Fabiana Lustenbergera na Nico Elvedim.
Do podjęcia tej decyzji sędzina Bibiana Steinhaus potrzebowała pomocy systemu VAR, podobnie jak przy nieuznaniu bramki zdobytej przez Patricka Herrmanna z powodu pozycji spalonej, na której znajdował się asystujący Hazard. To zwycięstwo utrzymuje Borussię w walce o europejskie puchary.
Zawodnik meczu - Thorgan Hazard (Borussia)
SC Freiburg - VfL Wolfsburg 0:2
Słabe widowisko stworzyły ekipy walczące o uniknięcie baraży. Jego przebieg z pewnością ustawiła zdobyta już w 2 min przez Daniela Didaviego bramka dla Wilków. Z ciekawszych momentów pierwszej połowy można jeszcze wyróżnić niecelny strzał głową Manuela Gulde po dośrodkowaniu Christiana Güntera.
Podobnie było w drugiej części meczu. Dwie sytuacje warte komentarza, po jednej stworzonej przez każdą ze stron. W 73 min kapitalną akcję ze skrzydła przeprowadził rezerwowy w tym meczu Divok Origi, który wkręcił w ziemię fantastycznym zwodem Caglara Söyüncü i perfekcyjnie dograł do Didaviego, który po raz drugi pokonał Alexandra Schwolowa.
Ta druga sytuacja to zmarnowany w czwartej minucie doliczonego czasu gry przez Nilsa Petersena rzut karny podyktowany za zagranie piłki ręka przez Robina Knoche. Strzał napastnika Freiburga obronił Koen Casteels. Podopieczni Christiana Streicha nie wygrywając 6 kolejnego meczu niebezpiecznie zbliżyli się do zagrożonej barażami strefy.
Zawodnik meczu - Daniel Didavi (Wolfsburg)
FC Köln - FSV Mainz 1:1
Mecz o wielkim ciężarze gatunkowym. Zwycięstwo Kozłów dawało im jeszcze realne szanse na utrzymanie. Niestety dla kibiców i piłkarzy ten cel nie został osiągnięty. Mimo bardzo dobrego początku i zdobytego już w 7 min prowadzenia po strzale Jonasa Hectora nie zdołali pójść za ciosem i pogrążyć równie słabo grających gości.
Tuż po wznowieniu gry w drugiej połowie wyśmienitą okazję do podwyższenia wyniku zmarnował Simon Terrode. Po dwóch minutach katastrofalna postawa w defensywie (gol głową mierzącego zaledwie 165 cm wzrostu Pablo De Blasisa) doprowadziła do straty bezcennego prowadzenia. Jeszcze w 76 min po perfekcyjnym dośrodkowaniu Leonardo Bittencourta Claudio Pizarro trafił po rękach Rene Adlera w poprzeczkę. Ale najlepsze okazje zmarnowali goście. W 86 min Danny Latza z dystansu trafił w poprzeczkę, a w 8 min doliczonego czasu gry Robin Quaison z 5 m trafił w Timo Horna.
W drugiej minucie doliczonego czasu gry fatalnie zachował się obrońca Mainz Giulio Donati. Najpierw w bandycki sposób zaatakował Bittencourta za co dostał tylko żółty kartonik ale to go nie ostudziło i wdał się w idiotyczne przepychanki ręczne i słowne z piłkarzami Kolonii za co został usunięty z boiska. Głupota najwyższego sortu.
Zawodnik meczu - Rene Adler (Mainz)
FC Augsburg - Bayern Monachium 1:4
Koronacja nowego (starego) mistrza Niemiec. Przed tym spotkaniem goście spędzili czas na odludziu relaksując się po ciężkim meczu LM w Sevilli. Ten relaks tak wszedł w krew piłkarzom Bayernu, że przez pół godziny gry nie docierało do nich, że grają w Bundeslidze. Popełniali takie błędy, że głowa mała. Sebastian Rudy, Jerome Boateng czy Sven Ulreich to były tylko nazwiska na koszulkach.
Nic dziwnego, że ambitni gospodarze zdołali wyjść na prowadzenie kiedy w 18 min po kuriozalnej stracie Boatenga Ulreich tak bronił strzał Sergio Cordovy, że wybijając piłkę o mało nie złamał nosa koledze z drużyny Niclasowi Süle. Efekt? Samobój, interwencja lekarzy i szok środkowego obrońcy.
Ale, jak to niegdyś śpiewała nieodżałowana Anna Jantar, nic nie może przecież wiecznie trwać...wystarczył kwadrans poważnej piłki i Bayern na przerwę schodził prowadząc. Bawarczycy przeprowadzili trzy akcje na najwyższym poziomie, z których dwie zakończyły się powodzeniem. Idealną centrę Joshuy Kimmicha wykorzystał Corentin Tolisso, a pokazową kombinację w trójkącie Arjen Robben - Kimmich - Juan Bernat celnym strzałem zakończył James Rodriguez. Jeszcze przed końcem pierwszej polowy kolejną znakomitą akcję przeprowadziła dwójka Robben - Kimmich ale tym razem Tolisso przegrał pojedynek z Marwinem Hitzem.
Druga część to typowa gra na utrzymanie wyniku. Szanowanie piłki przez Bayern. Profesorska arytmia gry. Szybciej, wolniej - klepka, kiwka. Światowy poziom. W 62 min pograli w powietrzu w polu karnym Augsburga i Robben z woleja strzelił trzeciego gola, a tuż przed końcem meczu Rudy idealnie z rogu obsłużył Sandro Wagnera. Pozamiatane.
Zawodnik meczu - Arjen Robben (Bayern)
HSV Hamburg - Schalke 04 Gelsenkirchen 3:2
Może poziom tego meczu nie był zbyt wysoki, może zagrań na poziomie Bundesligi było w nim jak na lekarstwo to jednak mieliśmy do czynienia z doskonałą reklamą piłki nożnej. Szacunek dla Hamburga za wolę walki i za wzięcie na klatę kolejnego blamażu systemu VAR.
Gospodarze byli świadomi wagi tego meczu, dlatego zaczęli z animuszem. Biegali, zmuszali gości do chaosu, wywoływali presję. Ale nie przewidzieli, że ktoś odpowiedzialny za pomoc sędziemu głównemu w trudnych sytuacjach po prostu da ciała. A tak stało się w 9 min kiedy to Naldo ręką zdobył prowadzenie dla gości. Powiem szczerze, ze sam miałem wątpliwości czy aby na pewno ikona Schalke przewiniła w tej sytuacji ale Tomasz Urban w przerwie wyprowadził mnie z błędu. Skandal dla systemu VAR!!!
Ale Hamburg miał to gdzieś. Stało się. Płacz i narzekanie mogło ich tylko przybliżyć do drugiej ligi. Dlatego dalej grali swoje. Opłaciło się. Przy nieustannym dopingu trybun wyrównali. Daleki wrzut z autu Douglasa zlekceważył Ralf Fährmann i Filip Kostic strzałem głową po koźle wyrównał. Hamburg dominował. Kapitalną partię rozgrywał Tatsuya Ito, który siał popłoch swoimi akcjami w szeregach Schalke. To on napędzał akcje gospodarzy ale ani Lewis Holtby, ani Kostic, ani Aaron Hunt, ani Luca Waldschmidt nie skorzystali z genialnej gry Japończyka w pierwszej połowie.
Druga połowa to szturm HSV. W 50 min Gotoku Sakai z linii pola karnego uderzył tuż obok bramki, po chwili Ito wkręca w murawą Leona Goretzkę, wykłada piłkę Holtby'emu, a ten na raty pokonuje Fährmanna. 2:1! Hamburg naciera nadal. Szalejący Ito rozprowadza Hunta, ten uderza w bramkarza i młody Waldschmidt ma tylko dołożyć nogę...a on uderza z całej siły nad bramką...to powinien być gol...
Po pięciu minutach niewidoczny do tej poru Guido Burgstaller karze gospodarzy. Coś się odbiło, ktoś się spóźnił, on źle trafił w piłkę i zrobiło się 2:2. Piłkarze HSV leżą na murawie ale stadion ich podnosi. Ruszają do przodu bez asekuracji. Kontra Goretzki o mało nie kończy się gwoździem do trumny, lob jest minimalnie niecelny. Gospodarzom brakuje pomysłu, Ito umarł ale jest Hunt. Nikt się nie pokazał do grania więc on ruszył sam. Zwód, spojrzenie na bramkarza i młotek. Piłka poleciała na poziomie nieosiągalnym nawet dla Fährmanna. Gol!!! Co za uderzenie! 3:2! Volkspark-stadion eksplodował! Jeszcze w 95 min gry Naldo głową mógł wyrównać ale Julian Pollersbeck fenomenalnie broni trzech punktów dla Hamburga.
Zawodnik meczu - Tatsuya Ito (HSV)
Borussia Dortmund - VfB Stuttgart 3:0
Początek tego spotkania to dobra postawa gości. Wyszli na rozbitych tydzień temu w Monachium piłkarzy Borussii pewni siebie i swoich umiejętności. Erik Thommy z lewej i Christian Gentner z prawej strony napędzali akcje Stuttgartu szukając w polu karnym kogoś z dwójki Mario Gomez - Daniel Ginczek. Bezradny i ponownie bezbarwny Dortmund dał się w pierwszej fazie meczu zdominować rywalom.
Miedzy 10, a 12 min meczu goście z akcji czy też z rzutów rożnych wrzucali 8 razy piłkę w pole karne Romana Bürkiego, a miejscowi potrafili tylko rozpaczliwie ją wybijać. W 26 min bardzo groźnie głową uderzył Gomez, którego na radar krył Łukasz Piszczek, na szczęście niecelnie. I kiedy coraz pewniej czujący się na boisku Stuttgart mocniej naciskał gospodarzy los znów uśmiechnął się do podopiecznych Petera Stögera. W 38 min przy próbie dośrodkowania w pole karne piłka zeszła z nogi Christiana Pulisica i wpadła za kołnierz zaskoczonego Rona Roberta Zielera. Być może właśnie gola potrzebowali czarno-żółci by wreszcie zacząć grać na miarę oczekiwań. Przed przerwą przeprowadzili jeszcze dwie składne akcje zakończone strzałami Marco Reusa i Maximiliana Philippa.
Druga połowa to zupełnie inny obraz gry. Dobrze grający gospodarze i Stuttgart, który nie wyszedł z szatni. Trzy minuty po wznowieniu znakomitą akcję w trójkącie Mahmoud Dahoud - Michy Batschuayi -Sahin celnym strzałem kończy reprezentant Belgii. Kilka minut później Philipp źle rozprowadził wzorową kontrę, a w 59 min dorzuconą na długi słupek przez Dahouda piłkę głową zgrał Pulisic i Philipp na raty po rykoszecie trafił po raz trzeci. Dwadzieścia minut przed końcem kolejne dobre zagranie Sahina. Tym razem jego przepiękne crossowe podanie zmarnował Pulisic przegrywając pojedynek z Zielerem.
Borussia nie byłaby jednak sobą gdyby nie popełniła kardynalnego błędu w defensywie. Zwykły wrzut z autu przemienił się w wielkie zagrożenie dla bramki Bürkiego kiedy obrońcy przyglądali się jak strzał oddaje Gomez. Piłka jednak trafiła w poprzeczkę.
W 87 min w Dortmundzie zadebiutował Sergio Gomez. Rozpoczynający karierę w Espanyolu piłkarz miał typowe wejście smoka. Najpierw fenomenalnym prostopadłym podaniem odnalazł Jadona Sancho i tylko rozpaczliwa interwencja Benjamina Pavarda uchroniła Stuttgart od utraty czwartej bramki, a chwilę później kapitalną centrą w punkt z rzutu rożnego obsłużył Sahina i tym razem gości uratował Zieler. Piękne przywitanie z Bundesligą!
W sumie zasłużone aczkolwiek chyba zbyt wysokie zwycięstwo gospodarzy.
Zawodnik meczu - Nuri Sahin (Dortmund)
Eintracht Frankfurt - TSG Hoffenheim 1:1
Dobry mecz na Commerzbank-Arena. Szybkie tempo, mnóstwo dogodnych sytuacji po obu stronach i w sumie zasłużony podział punktów.
Pierwsza połowa rozpoczęła się lepiej dla gospodarzy. Jonathan de Guzman z rzutu rożnego posłał idealną piłkę na głowę Luki Jovica ale ten trafił wprost w Olivera Baumanna. W odpowiedzi groźnie z dystansu uderzył Florian Grillitsch. Baumann poradził sobie z ostrym strzałem Jetro Willemsa, a Serge Gnabry minimalnie przestrzelił po długim rogu. W ostatnim kwadransie pierwszej połowy obie drużyny stworzyły jeszcze po dwie dogodne sytuacje ale nikomu nie udało się strzelić gola. Ze strony gospodarzy Marco Russ nie trafił w idealnej sytuacji po kolejnym dobrym dośrodkowaniu de Guzmana, a Jovic ponownie nie popisał się strzelając głową obok słupka. Wśród gości natomiast Andrej Kramaric trafił w słupek, a Gnabry był minimalnie wolniejszy od Makoto Hasebe.
Druga odsłona przyniosła bramki. Choć najpierw i jedni i drudzy znów zmarnowali po jednej dogodnej sytuacji (Jovic - Mark Uth). W końcu jednak gole padły. Obudził się Marius Wolf idealnie dogrywając do Jovicia, który wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. Cieszyli się nim tylko kilka minut bowiem David Abraham nie zdążył za Gnabrym, który mocnym strzałem po długim rogu wyrównał. Ten gol chyba zadowolił piłkarzy Hoffenheim. Do końca meczu nie potrafili bowiem stworzyć sobie już dogodnej sytuacji natomiast Eintracht miał jeszcze swoje szanse, które zmarnowali jednak Danny da Costa i Sebastian Haller.
Zawodnik meczu - Marco Fabian (Eintracht)
RB Lipsk - Bayer Leverkusen 1:4
Pary gospodarzom wystarczyło tylko na pół godziny. Dwa dobre strzały Naby'ego Keity, przypadkowy gol Marcela Sabitzera po błędach Svena Bendera i Jonathana Taha i groźne uderzenia Sabitzera i Kevina Kampla to wszystko co pokazali w pierwszej połowie. Znacznie lepiej wyglądali goście, szczególnie po stracie bramki. Kapitalną partię rozgrywał Julian Brandt raz za razem pchając swój zespól do przodu dogrywając kolegom perfekcyjne piłki lub samemu kończąc akcję groźnym strzałem. Skuteczność nie była jednak w pierwszej odsłonie mocną stroną Aspiryn. Ale tuż przed gwizdkiem na przerwę dopięli jednak swego. Po fatalnym zachowaniu Dayota Upamecano w polu karnym Leverkusen błyskawiczną kontrę Leona Bailey'a strzałem z powietrza wykończył Kai Havertz.
Druga połowa to bardzo dobry mecz gości i katastrofalna postawa Byków. Szczególnie ich gra w defensywie wołała o pomstę do nieba. Upamecano rozegrał najsłabszy mecz w sezonie, pozostali defensorzy Lipska również przypominali dzieci we mgle, a nie profesjonalnych piłkarzy. A po przeciwnej stronie szalał Brandt. Najpierw sam trafił do siatki, potem po jego dośrodkowaniu z rzutu wolnego i zamieszaniu w polu karnym gola zdobył Panagiotis Retsos, a na koniec rozprowadził akcję, po której 50 gola w Bundeslidze zdobył Kevin Volland.
Po tym szturmie do głosu na chwilę doszli gospodarze ale Willy Orban po rogu Emila Forsberga posłał piłkę głową ponad bramkę Bernda Leno, a po chwili Kampl zbyt lekko strzelił by bramkarz mógł mieć jakiekolwiek problemy. Pięć minut przed końcem znakomitą sytuację do zmniejszenia rozmiarów porażki zmarnował Stefan Ilsanker trafiając z kilku metrów w bramkarza.
Finisz tak jak i cały mecz należał do Leverkusen. Piłkarze trenera Heiko Herrlicha wyprowadzili dwie fenomenalne kontry ale pierwszą z nich zmarnował Benjamin Henrichs, a drugą w ostatniej chwili przerwał Orban. To powinny być gole...
Zawodnik meczu - Julian Brandt (Leverkusen)
I na koniec mój całkowicie obiektywny wybór bohaterów tej kolejki:
Adler (Mainz) - Kimmich (Bayern), Tah (Leverkusen), Sokratis (Dortmund), Elvedi (M'Gladbach) - Sahin (Dortmund), Holtby (HSV) - Robben (Bayern), Didavi (Wolfsburg), Brandt (Leverkusen) - Volland (Leverkusen).
Trener Christian Titz (HSV)
Zawodnik kolejki - Julian Brandt (Leverkusen)