Kiedy wszystko układa się pomyślnie, łatwo zapomnieć o przyszłości i problemach, jakie może przynieść. Chcąc powtarzać: Chwilo, trwaj!, nie można odkładać na bok myśli o jutrze. W takim zapomnieniu łatwo o stagnację, a nawet regres ? przecież kto stoi w miejscu, ten się cofa. Do wybudzenia z letargu potrzebny jest wówczas wstrząs. A jego najbardziej mobilizującą sportowców postacią często jest porażka.
Zapowiedź kadrowej rewolucji i zmiany mentalności są niczym innym, a reakcją Hansa-Joachima Watzkego na marazm, w którym pogrążyła się Borussia Dortmund. Pójścia za ciosem zabrakło już w 2013 roku, kiedy to po przegranym finale Ligi Mistrzów z Bayernem (1:2) Borussia nie zdołała już odnieść równie spektakularnych sukcesów. Nadal potrafiła zachwycić, pokonując największych, ale długo nie potrafiła postawić kropki nad i. W tym czasie wyczerpała się formuła Jürgena Kloppa, a promyk nadziei w postaci Thomasa Tuchela zdołał rozbłysnąć tylko raz, zanim został zgaszony przez tajemniczy konflikt. Pożegnalny triumf tego drugiego miał wprawdzie być pierwszym krokiem BVB w lepsze jutro, ale już dziś wiemy, że tak się nie stało.
Przyczyn upatrywać można byłoby w wielu aspektach, począwszy od długofalowej polityki kadrowej (brak naturalnych następców dla odchodzących gwiazd), aż po błędne decyzje o obsadzie stanowiska szkoleniowca w lecie 2017 roku. Niemniej jednak mleko się już rozlało, dlatego rozwlekanie tego, co poszło nie tak, staje się w mniejszym lub większym stopniu bezsensowne. Rzecz jasna, nie mówię o zaniechaniu wyciągnięcia odpowiednich wniosków, ale to raczej oczywiste.
BVB od blisko dekady nie ogląda się z obawą za siebie (wykluczając sezon 2014/15), ale stara się równać do najlepszych piłkarskiego światka ? tak sportowo, jak finansowo. Dlatego też postanowiłem wyróżnić trzy przypadki klubów, a raczej drużyn, bo nie tylko o klubach będzie tu mowa, z prawdziwie piłkarskiego topu, których blask na pewnym etapie XXI wieku znacząco wyblakł, by ponownie rozbłysnąć z mocą.
FC Barcelona
Przełom i początek XXI wieku był jednym z czarniejszych etapów w historii Dumy Katalonii. Zespół popadał w przeciętność, mimo posiadania w kadrze piłkarzy nieprzeciętnych (chociażby Kluivert, Overmars). Nie wygrywał trofeów, chociaż na ławce przez długi czas (z przerwą na prowadzenie kadry narodowej) zasiadał fachowiec w postaci Louisa Van Gaala. W składzie brakowało piłkarza, który pomógłby kolegom wznieść się na wyższy poziom. Ludzie odpowiedzialni za klub zdawali sobie sprawę z konieczności działań, a realizacji śmiałej misji odbudowy chwały FC Barcelony podjął się Joan Laporta.
Stery drużyny postanowił oddać Frankowi Rijkaardowi, który choć nie posiadał bogatego doświadczenia w roli trenera, został polecony klubowi przez Johana Cruyffa. Z drużyny PSG do Katalonii na zasadzie transferu definitywnego przeniósł się brazylijski magik, piłkarz fenomenalny ? Ronaldinho. Nie obyło się też bez nowych nazwisk, które wspólnie zapisały kolejną piękną kartę w historii klubu z Barcelony. Zespół nabrał bowiem wiatru w żagle i objął stary-nowy kurs ? trofea! A tych z upływem lat przybywa coraz więcej, natomiast tak długich okresów bez nich Barcelona już nie zanotowała.
Bayern Monachium
Również największy sportowy rywal Borussii na krajowym podwórku przeżył swój kryzys. Sportowa porażka Bawarczyków przypadła na czas... największych triumfów BVB, czyli tytułu mistrzowskiego w sezonie 2010/11 oraz krajowego dubletu 2011/12. W Monachium po klęsce w finale Pucharu Niemiec 2012 (5:2) nie próżnowano. Klub zatrudnił w roli dyrektora sportowego Matthiasa Sammera, wydał krocie na wzmocnienia kadry (Mario Mandżukić, Dante, Xherdan Shaqiri), pożegnał się z niechcianymi i niedającymi odpowiedniej jakości piłkarzami. Uli Hoenness i jego współpracownicy objęli nową strategię.
Bayern z odniesionej porażki położył fundament pod przyszłe sukcesy, które obecnie nie tylko prezentują się imponująco, ale są nawet rekordowe, jak liczba mistrzostw Niemiec z rzędu. Zepchnięty z tronu hegemon nie zasypiał gruszek w popiele i tak porozstawiał wszystkich po kątach, że nawet, kiedy ponownie osłabł, w Bundeslidze brakuje drużyny, która byłaby w stanie ponownie go zdetronizować.
Reprezentacja Brazylii
Realia kadr narodowych rzadko pokrywają się z tymi, w których na co dzień funkcjonują kluby, ale tak jak w piłce klubowej, reprezentacje dotykają mniejsze lub większe kryzysy. Przypadek reprezentacji Canarinhos jest jednak podobny do wyżej wymienionych. Długo uznawana (nie bez przyczyny) za jedną z najwybitniejszych na świecie, w 2014 roku miała być faworytem do sięgnięcia po tytuł Mistrza Świata na własnej ziemi. Nie podołała jednak oczekiwaniom, a obrazem klęski stało się druzgocące 7:1 z Niemcami. I w tym wypadku powzięto kroki w pościgu za lepszymi od siebie.
Zatrudnienie na stanowisku selekcjonera Dungi było raczej deptaniem w miejscu, ale już zatrudnienie Tite okazało się krokiem milowym. Jedynym sukcesem na ten moment jest co prawda "tylko" zwycięstwo w grupie eliminacyjnej do Mistrzostw Świata w Rosji, ale optymizmem napawa styl, w jakim podopieczni Tite zameldowali się na Mundialu. Ponadto wiatr zmian nie objął jedynie posady selekcjonera, ale powiał w całej brazylijskiej piłce, w której zmieniono sposób szkolenia oraz poprawiono warunki pracy. Obecnie Brazylia ponownie wymieniana jest w gronie faworytów po Mistrzostwo Świata, ale tym razem podstawą do prognoz nie jest jedynie dawna chwała Canarinhos.
Przykłady z półki nieosiągalnej jeszcze dla Borussii? Owszem, ale ich przywołanie nie miało na celu sztucznego zrównania Czarno-Żółtych z nimi, a jedynie zauważenie pewnej prawidłowości. Szeroko rozumiana porażka (długotrwały marazm/kryzys) może być drogą w bylejakość, ale dla cechujących się ambicją (a do nich z pewnością zaliczyć można osoby decyzyjne BVB) prowadzi ona tylko w jednym kierunku ? w górę. Borussia również ma szansę podążyć śladami tych, którzy ją wyprzedzają. Być może nie w tak spektakularny sposób, ale wybijający ją ponad przeciętność.
Przed laty Hans-Joachim Watzke, Michael Zorc oraz pozostałe osoby decyzyjne zdołali przeobrazić widmo bankructwa w piękny sen wszystkich Borussen. Dziś stoją przed zadaniem postawienia pierwszych kroków w pościgu za gwałtownie przyspieszającą Europą. I w żadnym wypadku nie są z góry skazani na (nomen omen) porażkę.
Przyznam szczerze, że ja nie dostrzegam szans na skuteczna pogoń za europejską czołówką. Pomijając reprezentację Brazylii, a skupiając się na piłce klubowej dochodzę do wniosku, że bez poważnych pieniędzy nie da się na chwilę obecną skutecznie gonić, a w dłuższej perspektywie rywalizować jak równy z równym z angielskimi, hiszpańskimi, włoskim, francuskim czy niemieckim gigantami. Deklaracje składane przez naszych wodzów są dla mnie jasne.Absolutnie nie zamierzam z nimi polemizować gdyż kompletnie nie znam się na temacie zarządzania tak ogromnym organizmem sportowym jak Borussia Dortmund.
Uważam tylko, że zostaje nam wyszukiwanie młodych, ambitnych chłopaków chcących u nas zaczynać swoje wielkie kariery. W zdrowo prowadzonym klubie, bez długów, transferowo-płacowych szaleństw, pamiętającym o swej historii, wiernemu swej filozofii i przyjętej strategii. W klubie, którego działacze wyciągają wnioski z popełnionych błędów, w którym piłkarze bez egoistycznych wybryków respektują podpisane umowy, a kibice wspomagają swój zespół na każdym stadionie, na którym przyjdzie mu grać. Bez powszechnego oczekiwania na natychmiastowe trofea.
Sukcesy za Kloppa wiadomo zwiększyły apetyt, ale niektórym już się utarło, że jesteśmy topem i tam powinniśmy być. Otóż nie jesteśmy topem, jesteśmy klubem aspirującym, który ma zdrowe finanse, rozsądnego, może zbyt minimalistycznego prezesa i dyrektora sportowego, którego zazdrości nam wiele czołowych klubów. Obecna kondycja finansowa pozawala nam na naprawdę wiele, a trzeba wiedzieć, że kluby z absolutnego topu, budowały swoją markę kilkadziesiąt lat i to, że raz na jakiś czas przysną nic nie znaczy, bo i tak wiadomo, że wrócą na szczyt. My musimy być cwani i być o krok przed wielkimi klubami w wyszukiwaniu młodzieży, bo nie wydamy obecnie 60 mln na zawodnika. Możemy wydać 10 a za 2 lata mieć u siebie zawodnika wartego 60, albo wiecej.
Zgadzam się z ostatnim akapitem Donpedro.
Na koniec dodam, zasnęliśmy, zostały popełnione błędy, ale jest na tyle wcześnie, że można to spokojnie naprawić, nie cofając się zbytnio. Naprawdę nie ma co dramatyzować, ja osobiście jestem spokojny o przyszłość klubu.
Nasz drugi problem do buyern który jak tylko ktoś mu podskoczy rozmontowuje rywala dla "dobra Bundesligi"
Przed startem sezonu każdy był podniecony szeroką kadrą, dobrymi transferami, piłkarzami z wielkimi umiejętnościami i potencjałem. I słusznie! Pierwsze tygodnie były odpowiedzią na nasze wielkie oczekiwania. To było jak w bajce, rekordowy start, rekordowa ilość spotkań bez straconej bramki, finezja i polot w grze.
Pan Bosz potrafił wykrzesać z naszych chłopaków 200% ale tylko przez dwa miesiące. Zachłysnęli się wszyscy świetnym startem i osiadli na laurach. Wykorzystaliśmy też niezbyt dobry początek w wykonaniu Bayernu, a przecież wiadomym było, że oni wrócą na "właściwe tory".
Ja w dalszym ciągu nie jestem w stanie zrozumieć jak drużyna z takim potencjałem mogła popaść w taką przeciętność. Gdyby zawodnicy mieli jaja i więcej ambicji, gdyby zamiast o fejmie i pieniądzach myśleli o graniu i wygrywaniu...gdybyśmy właśnie mieli tak znakomitego trenera jakim jest np. Guardiola...teraz bilibyśmy się z Bayernem o mistrzostwo i prawdopodobnie za 20 minut wychodzilibyśmy na murawę przeciwko Juventusowi czy innej drużynie.
Czegoś nam brakuje. Trzeba to naprawić, trzeba zaufać Panom Watzke i Zorcowi i trzymać kciuki, żeby i oni jak najmniej błędów popełniali.
Całym sercem za BVB, idźmy tą drogą, ale większymi i śmielszymi krokami.
Dlatego też, jak wskazaliście, musimy znaleźć alternatywną drogę. Trochę okrężną, trochę przypominającą FC Porto, ale kto wie, może skuteczną? Ściągając młodych piłkarzy dajemy im szansę, za co przez określony czas będą odplacac się dobrą grą, jeżeli mają odpowiednio poukładane w głowach. Dortmund wprawdzie nie jest równie urokliwy co hiszpańskie miasta, nie ma tylu atrakcji jak Londyn czy Paryż, ale w niektórych spośród tych młodych chłopaków może uda się zaszczepić magię Echte Liebe. A długo terminowe kontrakty i stabilna sytuacja pozwala nam na życie bez drżenia o najlepszych w każdym okienku.
Notoryczne sukcesy też mogą w końcu się "przejeść", bo apetyt rośnie w miarę jedzenia. I potem odbiera to radość z triumfów, bo czemu nie dublet? Czemu nie tryplet? Minie sporo czasu zanim będziemy borykać się z takimi problemami. Na ten moment musimy w pewien sposób unormować cykl wymiany trybów (piłkarzy) tak, by co jakiś czas (2-3 lata, sukcesywnie częściej) pogrozić Bayernowi, wygrać Puchar, zajść daleko w Europie. Tak, jak powiedział Kristf: małą łyżką też się najemy, a dzięki odpowiedniemu cwaniactwu będziemy gonić (raz z lepszym, raz gorszym skutkiem) czołowe kluby, którym w bezpośrednich pojedynkach będziemy w stanie dorównać piłkarsko.
Co do naszej sytuacji z trenerem ja nie mam pojęcia totalnie kto mógłby nim zostać. Stoger ja go naprawdę podziwiam, że podjął się rozbrojenia dortmundzkiej miny, mimo że kilka dni wcześniej siedział na innej. Bardzo tego gościa szanuje, jednak nie wiem co o nim myśleć, nie wiem czy to co prezentujemy obecnie to 100% jego wizja,albo chociaż 50%, bo nasza gra jej raczej nie ma, ale znowu nie można oczekiwać po takich perturbacjach czegoś wiecej. Cieszę się po prostu, że ciułamy punkty, bo bez LM, przebudowa w lato będzie o wiele cięższa. Co do samej przebudowy, to ja odniosłem wrażenie, że po odejściu Kloppa, transfery robił Zorc, a nie że trener mówił mu kogo chce. To się musi zmienić, ale najpierw trener, potem przebudowa. Jednak jest paru ancymonów, których pożegnałbym przed ogłoszeniem trenera, bo są po prostu mierni.
Wolf na pewno ma pasję i identyfikuje się z Borussią, ale brakuje mu odpowiedniego doświadczenia. Nie zawsze jego zamiary pokrywały się z boiskową ich realizacją, a wykonawców miał bądź co bądź solidnych. Ryzyko mogłoby się co prawda opłacić, bo zna dortmundzkie realia i atmosferę, potrafi pracować z młodymi. Ale przydałby mu się rok czy dwa doświadczenia na ławce trenerskiej więcej.
Jeden jest wniosek: wszystko rozbija się o przysłowiowego "nosa" - do trenera i zawodników. To jest zawsze fundament do rozwoju. Potem dopiero kwestie finansowe.
Zgadzam się z wami, że potrzebny jest trener z nową pasją. Do tego taki pod naszych zawodników i filozofię. Zawodnicy wzajemnie - pod trenera. Pisałem o tym wielokrotnie na forum. Taki projekt - jak był z Kloppem i Tuchelem. Różnica jest tylko taka, że nie mamy tyle czasu ile miał Klopp.
W tym pościgu - nie ma się co oszukiwać - bez dopingu nie mamy szans. My robimy zbyt małe kroczki, żeby kogokolwiek gonić. Watzke moim zdaniem jest w zarządzaniu zbyt konserwatywny. Przypisana jest nam rola takiego "spławika". Na sukces musimy pracować 100 razy ciężej niż ci z topu. Ale jak pokazała niedawna przeszłość sukcesy nie są wykluczone.