W ostatnią niedzielę, 10 grudnia, w sztabie trenerskim Borussii Dortmund zaszły spore zmiany. Petera Bosza, który nie radził sobie z prowadzeniem klubu z Zagłębia Ruhry, zastąpił na stanowisku szkoleniowca Peter Stöger.
Zwolniony z Kolonii fachowiec powołał do swojego sztabu m.in. Jörga Heinricha, trenującego obecnie grający w jednej z niższych lig w Brandenburgii SV Falkensee-Finkenkrug. Starcie z Hoffenheim będzie dla niego pierwszym oglądanym z ławki trenerskiej na Westfalenstadion u boku Stögera.
Portal Sportbuzzer porozmawiał z 48-latkiem na ten, a także na kilka innych tematów.
Sportbuzzer: Jörg, jak doszło do tego, że Borussia nawiązała z Tobą kontakt?
Jörg Heinrich: - Mój kontakt z BVB nigdy się nie urwał, odległość od Dortmundu nie miała na to wpływu. Borussia Dortmund leży mi na sercu, jestem jednym z ambasadorów klubu i z tego względu liczę się z wieloma dodatkowymi terminami. Nie tak dawno odwiedziłem fankluby w Wietnamie i Indiach, a także zostałem zaproszony do miejscowych stacji telewizyjnych.
Mimo to w miniony weekend odebrałeś to jedno, jedyne połączenie...
- Od prezesa Hansa-Joachima Watzkego. Powiedział, że w niedzielę powinienem stawić się w Dortmundzie.
Aby zostać asystentem nowego trenera?
- W tamtym momencie nie miałem o niczym pojęcia; wiedziałem po prostu, że mam przyjechać. Gdy Dortmund wzywa, jestem na posterunku.
Teraz wspierasz w pracy Petera Stögera, którego wcześniej praktycznie nie znałeś.
- Byłem równie zaskoczony tym faktem. Jednak dotychczasowy asystent Stögera przeszedł niedawno operację biodra i nie był w stanie wykonywać swoich obowiązków. Właśnie dlatego jestem tutaj ja. Szybko znalazłem wspólny język z Peterem, nie dzieli nas żaden dystans.
Na co kładziecie największy nacisk?
- Mamy w zespole wiele jakości. Musimy sprawić, by piłkarze przestali odczuwać psychiczny dyskomfort, i zlikwidować blokady w ich głowach.
W wygranym 2:0 meczu w Moguncji wyszło to całkiem dobrze.
- Jestem dobrej myśli i wierzę, że możemy sporo zdziałać. Zawodnicy są bardzo ciekawi tego, co nadejdzie. Jednak nie jest to tak, że za Petera Bosza absolutnie wszystko było nie tak, jak być powinno.
Peter Stöger podpisał umowę do końca bieżącego sezonu. Jak wygląda to w Twoim przypadku?
- Zobaczymy. Priorytetem są na pewno najbliższe mecze, przeciwko Hoffenheim w Bundeslidze i Bayernowi w Pucharze Niemiec. Okres trwania mojego kontraktu nie jest dla mnie, szczerze mówiąc, aż tak istotny; zaakceptuję wszystko, cokolwiek się stanie. Prawdopodobnie będę pracował do lata.
A potem wrócisz do Falkensee-Finkenkrug?
- Temat jest wciąż otwarty. Nie opuszczam jednak mojego zespołu - 30 grudnia podczas turnieju halowego będę go oczywiście wspierał.
Z szóstej ligi do Bundesligi. Brzmi jak sen...
- Wcale nie myślałem o Bundeslidze. Po zrobieniu licencji trenerskiej świadomie zdecydowałem się na rozpoczęcie pracy na niższym szczeblu, by móc przeżyć to, co jest podstawą futbolu.
Czy po telefonie od prezesa musiałeś odwołać swój urlop?
- Na szczęście nie. W styczniu ruszam wraz z BVB na obóz przygotowawczy do hiszpańskiej Marbelli.
Udało Ci się kupić już wszystkie prezenty świąteczne?
- Obecnie stanowi to oczywiście niemały problem. Nie mam już zbyt wiele czasu na robienie zakupów, więc będę musiał rozejrzeć się w internecie.