W ostatnim czasie w mediach huczało o konflikcie w Borussii Dortmund, który dotarł do swojego punktu kulminacyjnego. Prezes klubu, Hans-Joachim Watzke, poinformował o nim otwarcie, stawiając na jednym z biegunów swoją osobę, a na drugim - trenera, Thomasa Tuchela. Sprawa wyszła na jaw w bardzo delikatnym momencie sezonu, co spotęgowało jej wydźwięk, dając ponadto do zrozumienia, że istnieje tylko jedno rozwiązanie: 43-letni szkoleniowiec wkrótce ma pożegnać się ze swoją posadą. Pozostawia to jednak tylko więcej znaków zapytania. Jeden z nich zdaje się niemal rzucać wyzwanie decydującym organom w BVB: Co dalej?
O coraz bardziej napiętych relacjach obu panów przybywało stopniowo informacji już wcześniej, ale takiego trzęsienia ziemi, jakie wywołał ten nagły komunikat Watzkego chyba nikt się nie spodziewał. Niespełna trzy tygodnie przed finałem Pucharu Niemiec wokół klubu z Zagłębia Ruhry zaczęło się kotłować, media prześcigały się w podawaniu nowych informacji o rozwoju sytuacji, pojawiły się także anonimowe wypowiedzi piłkarzy, w których Tuchel dostawał się pod ogień krytyki. Niemiec wyszedł z tego zamieszania bez zbędnych komentarzy, odcinając się od wszelkich spekulacji, a także prowadząc zespół do awansu do fazy grupowej Ligi Mistrzów i pierwszego od pięciu lat trofeum. Jego dni w Dortmundzie zostały policzone jednak już wcześniej, a osiągnięte rezultaty raczej nie wpłyną na ostateczną decyzję włodarzy Borussii.
Chociaż nie brakowało kibiców, stojących za trenerem murem, jak na dłoni widać, że związek ten stał się zbyt toksyczny. Czas kompromisu minął z pewnością wcześniej, niż konflikt ten znalazł otwarte potwierdzenie. Rozwiązanie umowy wydaje się najlepszym dla dobra klubu wyjściem, ponieważ stanowi szansę na odsunięcie od siebie określenia FC Hollywood, a także na budowę przyszłości zespołu w zgodnej koncepcji. Każda decyzja związana jest jednak z mniejszym lub większym ryzykiem. Ten przypadek nie jest odosobniony, zwłaszcza, że chociaż Thomas Tuchel swoją osobowością i relacjami z ludźmi z klubem związanymi nie znalazł swojego miejsca w Borussii, to osiągnięte przez niego wyniki wydźwignęły go na piedestał wśród wszystkich dortmundzkich trenerów.
Przychodząc do Dortmundu 43-latek stanął przed niełatwym zadaniem udźwignięcia schedy po Jürgenie Kloppie. Szybko jednak nie tylko (pod względem rezultatów) mu dorównał, ale nawet przegonił poprzednika. Świadczy o tym nie tylko tytuł najlepszego wicemistrza w historii Bundesligi, ale także średnia zdobytych punktów na mecz. Podczas gdy zajmujący odpowiednio trzeci i drugi stopień tego podium Ottmar Hitzfeld oraz wspomniany już Jürgen Klopp mogą pochwalić się kolejno średnią 1,85 i 1,91, Tuchel zdystansował ich, zajmując zaszczytne pierwsze miejsce, zdobywając średnio 2,09 punkta na mecz. Ponadto drugi sezon z rzędu zrealizował przedsezonowe cele. Styl BVB niekiedy kuł kibiców w oczy, ale to właśnie pod wodzą byłego opiekuna Mainz Czarno-Żółci przełamali niemoc czterech przegranych finałów z rzędu.
Tuchel presję udźwignął, a odchodząc, w żaden sposób jej nie zmniejsza. Następca Niemca stanie przed trudnym zadaniem, nawet jeśli podstawy pozostawione przez 43-letniego szkoleniowca są solidnym fundamentem pod kolejne sukcesy. Nim jednak ktoś posadę tę obejmie, przed najcięższym z wyzwań stanie zarząd, do którego należy znalezienie odpowiedniego na nią kandydata. Na włodarzach Borussii spoczywać będą także wszelkie konsekwencje podjętych decyzji - zarówno pozytywne, jak i negatywne. Jeżeli po odejściu Tuchela BVB zacznie osiągać gorsze rezultaty, gromy w pierwszej kolejności posypią się właśnie na osoby decyzyjne.
Dotychczas większość decyzji podejmowanych przez zarząd Borussii Dortmund kończyło się powodzeniem, chociaż i tych mniej szczęśliwych w skutkach nie brakuje. Kibicom pozostaje obecnie wierzyć w zatrudnienie odpowiedniego dla BVB trenera równie mocno, co w reprezentujących jej barwy na murawie piłkarzy.
Jak mówi Ferdynand Kiepski...
Czekam na oficjalny komunikat o zwolnieniu...
Czuje ze bedzie to sie ciagnelo dlugo i przyjdzie Sousa albo jakks nastepnt wynalazek..
Pewnie, gdyby nie Bayern.
Osiągnął nic. N I C.
Patrząc z dzisiejszej perspektywy przy zeszłorocznym składzie średnia ponad 2 pkty nie może dziwić. Ale i tak nie starczyło to na Puchar albo Ligę Europy. Rozumując zero-jedynkowo tamten sezon był porażką.
Nie jestem zwolennikiem takiego uber-zachwytu nad minionym sezonem. Bo taki skład personalny w danej formie może się dłuuugo nie powtórzyć.
Przypomnę, że Bayern 2x ograliśmy w tym raz w lidze więc to nie jest argument''gdyby nie Bayern''. Problemem były straty punktów z ogórkami, z którymi wygrywać było naszym obowiązkiem i po tych stratach punktowych oceniam negatywnie TT.
Marek ten sezon paczkę mieliśmy nie gorszą. Uważam, że pod wieloma względami Dembele biję Mikimariana na głowę.
Dużo do piec dołożył nas pseudo sztab przygotowania fizycznego ale to wiadomo sztab Tuchela za zawsze rozlicza się szefa.
Bayern od paru lat deklasuje lige moze grac slabiej a na końcu i tak wcisnie bramke