Sven Bender jest tym, który zaczyna rozmowę. ?Dlaczego to tutaj jest?? ? pyta obrońca Borussii Dortmund, wskazując na kopię ECHT, magazynu wydanego przed ligowym meczem z Hoffenheim, który leży na stoliku przed nim.
W otwartej gazecie znajduje się zajmujące dwie strony zdjęcie jego legendarnej obrony, która uratowała BVB przed golem Arjena Robbena w półfinale Pucharu Niemiec. Szeroki uśmiech Bendera sugeruje, że zdaje on sobie sprawę z tego, iż gdyby nie ta interwencja, Borussia nie szykowałaby się dziś do sobotniego finału. Popularny Manni nie rozumie jednak, dlaczego po tej akcji wokół jego osoby panuje tak wielkie zamieszanie. Przedstawiamy zapis wywiadu, jakiego Sven Bender udzielił dla BVB.de.
Sven, opisz nam, jak czułeś się dzień po półfinałowym meczu w Monachium.
Sven Bender: ? Dobrze, bardzo dobrze. Wygraliśmy i awansowaliśmy do finału. Poza tym, to były moje urodziny. Dwa w jednym, tyle szczęścia naraz nie zdarza się codziennie. Ale później zobaczyłem różne relacje z meczu...
I?
Sven Bender: ? Wszyscy pisali i mówili o tym incydencie. Czułem się trochę zakłopotany.
Przy okazji, pierwsze pytanie było także odniesieniem do twojej kondycji fizycznej ? wszystko było w porządku? Przyjrzyj się temu zdjęciu: każdy, kto, podobnie jak ty, nie jest w regularnym treningu, mógłby doznać urazu przywodziciela, robiąc taki ruch.
Sven Bender: ? Dzięki, że pytasz, ale jeśli jestem zdrowy, to mogę robić takie rzeczy, nie uszkadzając sobie przy tym niczego. (śmiech)
Czy sięgając pamięcią kilka tygodni wstecz, możesz opisać, co myślałeś i dlaczego podjąłeś właśnie taką decyzję?
Sven Bender: ? Chciałem utrudnić strzał najbardziej, jak tylko się da. Wiedziałem, że będę musiał wykazać się dużą elastycznością, by wybić piłkę. To był naprawdę dobrze celowany i potężny strzał. Czułem kontakt piłki z końcówkami palców u nóg, a następną rzeczą, jaką usłyszałem, był dźwięk piłki trafiającej w słupek. Pamiętam, że zastanawiałem się, dlaczego nikt na stadionie nie celebruje gola. Chyba nigdy w życiu nie pojmę tego, jak to się stało, że piłka nie wylądowała w siatce.
Arjen Robben też nie mógł tego pojąć... Jak ten moment, który został uwieczniony na zdjęciu, odbierasz dziś?
Sven Bender: ? Oczywiście jestem szalenie szczęśliwy, że udało mi się zanotować tak decydujący kontakt z piłką, który ostatecznie okazał się punktem zwrotnym, przyczynił się do odwrócenia losów gry i awansu do finału. I muszę przyznać, że to zdjęcie wygląda dość spektakularnie!
Obrońca, który staje się ulubieńcem kibiców po powstrzymaniu niemal pewnego gola, to dość rzadki przypadek, ale w Dortmundzie to nie nowość...
Sven Bender: ? Wiem, do czego zmierzasz!
To porównanie jest nieuniknione: Jürgen Kohler i jego legendarna obrona na Old Trafford, która przemieniła go w ?boga futbolu? w oczach widzów. Dziś kibice wymieniają twoją akcję tuż obok tamtej.
Sven Bender: ? Cóż mogę powiedzieć? Widzę, że to sposób, w jaki kibice wyrażają swoje szczęście spowodowane awansem do finału. Nawiasem mówiąc, byłem zachwycony uznaniem, jakim przez wiele lat obdarzali mnie kibice. Czy jestem teraz postrzegany jako futbolu, czy nie, to jestem ? i nadal będę ? Svenem Benderem. Albo Mannim. (śmiech)
W jakim stopniu ta sytuacja jest synonimem dla całego sezonu w wykonaniu BVB i przeszkód, jakie drużyna musiała pokonać, ale o których nie będziemy teraz rozmawiać?
Sven Bender: ? Myślę, że ten incydent w pewien sposób symbolizuje walkę i to, jakie wyrzeczenia towarzyszyły kolejnym postępom poczynionym w tym roku. Zawsze wierzyliśmy w siebie i nie pozwoliliśmy, by trudne sytuacje nas destabilizowały. Podczas meczu w Monachium były przynajmniej jeden czy dwa momenty, w których uratowało nas szczęście. Ale wierzę, że i na szczęście trzeba sobie zapracować.
BVB zagra w czwartym kolejnym finale Pucharu Niemiec ? takim wyczynem nie może pochwalić się żadna inna drużyna. Poza tym, to szósty sezon od 2012 roku, który kończy się dla Borussii Dortmund ważnym finałem. Co to mówi o obecnej epoce Dortmundu i którzy kluczowi gracze są kręgosłupem tego sukcesu ? to omówimy szczegółowo później.
Sven Bender: ? Myślę, że fakt, iż we wszystkich tych latach wielokrotnie udawało nam się osiągać takie ważne punkty i grać o wielkie cele, podczas gdy reszta ligi jest już myślami na wakacjach, pokazuje, że niezależnie od poszczególnych elementów posiadamy w zespole charakter, wykonujemy ciężką pracę i jesteśmy zdeterminowani. Właśnie to sprawiło, że mogliśmy zagrać w tak wielu ważnych finałach.
Jak ważny jest kręgosłup ? którego byłeś częścią wraz z Romanem Weidenfellerem, Marcelem Schmelzerem, Nurim Sahinem i Łukaszem Piszczkiem ? który konsekwentnie od dawna bierze udział w tych finałach. To samo w sobie jest sukcesem?
Sven Bender: ? To bardzo ważne. Mamy w kadrze zawodników, którzy grali we wszystkich tych finałach i wiele się nauczyli. Osiągasz dojrzałość przez mecze z serii ?wszystko albo nic?, znajdujesz rozwiązania na kolejne tego typu mecze.
Wystarczy spojrzeć na mecz w Monachium...
Sven Bender: ? Tak, to prawda. Myślę, że po każdym z nas było widać, że wierzymy, że im więcej sytuacji wykreujemy, tym większe mamy szanse na awans.
Spójrz na swoją drogę. Wracając do synonimów, w tym kraju jest bardzo niewielu piłkarzy, którzy, tak jak ty, są sami w sobie synonimem bólu. Do jakiego stopnia możliwe jest zignorowanie bólu, jeśli masz do wykonania zadanie?
Sven Bender: ? Nie mam pojęcia, gdzie znajduje się granica. Wierzę, że można znieść wiele bólu. Na jakimś etapie osiągasz jednak punkt, w którym musisz chronić siebie. W przeszłości bagatelizowałem wiele dolegliwości, co prawdopodobnie odbiło się na moim zdrowiu. Ból zawsze jest sygnałem, że coś jest nie tak.
To prowadzi nas do kolejnego pytania: choć to dwa inne rodzaje bólu, co boli bardziej ? kontuzja czy porażka w ważnym meczu?
Sven Bender: ? Trudno powiedzieć, ale dla mnie zawsze na pierwszym miejscu jest drużyna. Zgodziłbym się doznać kontuzji w każdej chwili, jeśli to oznaczałoby zwycięstwo.
Rekord w finałach od 2012 roku to oczywiście niekoniecznie przyjemne osiągnięcie dla fanów BVB ? ale w jakim stopniu pomogło wam, piłkarzom, pogodzić się z porażkami w Berlinie i na Wembley bycie we wspólnym gronie?
Sven Bender: ? Oczywiście, to pomaga, ale ja osobiście nienawidzę przegrywać, od zawsze. To naprawdę boli, szczególnie w takich ważnych meczach. Ale każdy mecz czegoś uczy. Każdy z tych finałów ma swoją historię.
Opowiedz nam!
Sven Bender: ? Jeden wspólny mianownik wszystkich tych finałów ? i to jest najważniejsze ? to to, że zawsze graliśmy na sto procent. Próbowaliśmy i dawaliśmy z siebie wszystko. W 2012 roku wykazywaliśmy się kolosalną wydajnością, co od dawna irytowało Bayern. Wembley i finał Pucharu Niemiec w 2014 roku to dwie porażki, które dla mnie do dziś są trudne do zaakceptowania. W obu przypadkach musieliśmy pogodzić się z porażką po dobrych występach. Zabrakło też dobrych decyzji sędziów, jak przy nieuznanym poprawnym golu Matsa. Jeśli przegrywasz po karnych, jak my w 2016 roku, to choć jest ciężko, możesz to zaakceptować. W pewnym momencie mecz po prostu musi zostać rozstrzygnięty w ten czy inny sposób. Dlatego z zadowoleniem przyjąłem mój srebrny medal ? choć wolałbym złoty ? na Igrzyskach Olimpijskich, gdzie przegraliśmy w finale z Brazylią po konkursie rzutów karnych. Myślę jednak, że lekcja, która najlepiej posłuży nam w sobotę, to przegrany finał z Wolfsburgiem w 2015 roku.
Dlaczego?
Sven Bender: ? Wolfsburg był dobry, tu nie ma wątpliwości. Ale ten mecz był bardziej przegrany przez nas aniżeli wygrany przez nich. Wszystko było w naszych rękach, ale nie udało się, zmarnowaliśmy wielką szansę na tytuł.
Jak możesz zastosować to do starcia z Eintrachtem?
Sven Bender: ? Nie możemy podejść do meczu z myślą, że nasze zwycięstwo jest oczywiste. Jesteśmy faworytami, bo mamy za sobą dobry sezon i doświadczenie w finałach. Ale dla Frankfurtu to także wielka szansa na trofeum po latach posuchy. Dadzą z siebie wszystko, to będzie bardzo, bardzo intensywny mecz. Musimy być ostrożni i przygotowani. Niemniej jednak, musimy grać ten sam futbol, który przywiódł nas tu, gdzie jesteśmy. I wtedy...
I wtedy?
Sven Bender: ? Nie ma nic lepszego od wygrywania tytułów!